mówi wielebny, pare razy kilka miesiecy temu uczestniczyła

Jedyny zwiazek, jaki moim zdaniem miała z twoja rodzina, to fakt, ¿e uczeszczała do Koscioła Swietej Trójcy w Sausalito. - Którego duchownym jest mał¿onek Cherise - dodał Nick, w zamysleniu mru¿ac oczy. - Zgadza sie. Interesujaca informacja, pomyslał Nick, ale chyba nie pasuje do tej układanki. - O ile pamietam, Marla nie chodziła zbyt czesto do koscioła. - Tak, nie nale¿y do niego. Ale sadze, ¿e poznała Pam przez me¿a Cherise. Pracował kiedys w Cahill House. Wspierał tam duchowo dziewczeta, które zeszły z drogi cnoty, i przy okazji sam wpadł w niezłe tarapaty. - Czy¿by? - Nicka ogarneły złe przeczucia. - Zdaje sie, ¿e nie był w stanie utrzymac rak przy sobie, kiedy jedna z samotnych matek wpadła mu w oko. - A niech mnie. - Twój brat zaraz go zwolnił. Jakis rok temu. Ale wybuchł skandal, prasa miała u¿ywanie. Mam kilka artykułów na ten temat, przesle ci je faksem. Jednak nie wniesiono http://www.abc-medycyny.edu.pl/media/ mówiąc przez zaciśnięte zęby: „Nie, dopóki nie zrobisz sobie zabiegu, a skoro już mowa o zabiegu, weź ze sobą Sporta. Doprowadza mnie do szału. Ciągle szczeka i próbuje uciec, bo spanielka Fentonów znowu ma cieczkę”. Żadne namowy z jego strony nie skutkowały. Była w ciąży, z jego winy, wykrzykiwała, że wszystkich męskich osobników, włącznie z psami, należy kastrować. Ale on, Shepherd Belmont Marson nie da z siebie zrobić sopranisty. Przynajmniej na razie. Kiedy zaczął iść po schodach, przepychając się przez tłumek sąsiadów, którzy zebrali się na trawniku, z domu wybiegła zapłakana Vianca. Przyciskała do biodra małego Ramóna i próbowała uspokoić krzyczące dziecko, chociaż sama wyglądała tak, jakby miała zaraz zemdleć. - Co się tu dzieje? - zapytał Shep. W drodze do domu usłyszał, że ktoś wezwał karetkę na ten adres, adres, który on sam znał na pamięć. Szybko zawrócił i nawet nie pomyślał o własnej rodzinie. - Madre, och, biedna, biedna madre. Ona jest... - Vianca zupełnie się załamała, kiedy z domu wybiegło dwóch sanitariuszy. Na noszach leżała przywiązana Aloise Estevan. Jej twarz była blada, kościste palce kurczowo ściskały różaniec, usta wypowiadały cichą modlitwę. Vianca biegła za sanitariuszami i Shepowi serce się krajało na widok

- Tak mi przykro, ¿e... - Wiem. Amnezja. Prosze sie nie przejmowac. - Carmen weszła do pokoju. Jesli zmiana w wygladzie Marli zrobiła na niej jakiekolwiek wra¿enie, zdołała to ukryc. Miała na sobie waska, granatowa spódniczke i biała bluzke z rekawami podwinietymi do łokci. - Pani Eugenia przysłała mnie, ¿ebym Sprawdź - Dobrze. Wypuszczę cię. Ale kajdanki zostają. A jeśli mi zwiejesz, Smith, to przysięgam, że najpierw będę strzelał, a dopiero potem zadawał pytania. Stoi? - Stoi. - Nevada się nie targował. Nie zależało mu na tym. Chciał tylko odnaleźć Shelby. 194 Shep otworzył drzwi i Nevada wysiadł z wozu. Gnał przez tłum, potykając się i ślizgając na gumowych wężach, nie dbał o to, że ludzie usuwają mu się z drogi i gapią na niego. Krew mocno pulsowała mu w żyłach, mózg zdawał się krzyczeć wniebogłosy. Pokonał ogrodzenie na tyłach domu, ignorując krzyki powstrzymujących go ludzi. Zobaczył, że coś porusza się przed nim w cieniu. Pognał tam szybko, strach dodawał mu sił. W zagajniku żywodębów wypatrzył sylwetkę Rossa McCalluma. Ross miotał się z jakąś kobietą, którą niósł na plecach. Shelby. Och, kochanie, obyś żyła. Nie możesz umrzeć, myślał zdesperowany. Kocham cię, Shelby, i nie mogę, nie chcę cię stracić.