ją, by weszła.

i wyrabiała części do gazowych lamp ulicznych. Sin zmełł w ustach przekleństwo. Dobrze znał ten zakład. Odwiedził go nawet w towarzystwie jednego z generałów Bonapartego. Wątpił jednak, czy ze zmagazynowanych w widocznym miejscu rur i innych elementów zrobiono w czasie wojny choć jedną lampę. Fabryka zajmowała się bowiem produkcją broni. Muszkietów dla żołnierzy Napoleona. Szybko odłożył papiery na miejsce, jeszcze chwilę pokręcił się po archiwum, podziękował urzędnikowi i wyszedł. Z wolna narastały w nim gniew i odraza. Widział w życiu niejedną zdradę, sam przed nią się nie cofał, gdy wymagało tego zadanie, lecz Astina Hovartha uważał za przyjaciela, ufał mu. Dzisiaj ten łajdak zasiądzie przy stole, który kiedyś należał do Thomasa, a on będzie musiał z nim konwersować i śmiać się z jego żartów. Wkrótce jednak znajdzie dowody, że to on zamordował mu brata, i wtedy zabije drania. Coś było nie w porządku. Victoria usiadła na sofie, http://www.agamaprzychodnia.pl/media/ Usłyszał jakiś dźwięk. Kamienie, piasek, ruch. Zareagował instynktownie, ale wiedział, że jest już za późno. Pozwolił myślom błądzić, a teraz nie miał już czasu na żaden manewr. Z góry leciała na niego lawina kamieni, piasku i ziemi. Stojąc na wąskiej półce, nie miał gdzie uskoczyć. Wyciągnął rękę w stronę pnia drzewa, ale kamień wielkości piłki tenisowej trafił go pod kolano. Zdawało mu się, że z góry usłyszał westchnienie albo chrząknięcie. Potem następny kamień uderzył go w plecy i Sebastian stracił równowagę. Poleciał do przodu. Przez krótki moment miał wrażenie, że zawisł w powietrzu i że jest własnym dziadkiem, który za chwilę spadnie w dół, ponosząc śmierć. Tylko że w tej śmierci nie

Nie rzuciły się do szyby. To chyba był dobry znak. – Halo! – zawołała. – Czy jest tu ktoś? Naraz psy ucichły. Żółty mieszaniec labradora przeciągnął się i ziewnął, odległy potomek owczarka niemieckiego rozciągnął się płasko na ziemi, a najmniejszy, o nieokreślonym rodowodzie, biały w czarne i brązowe łaty, zaczął biegać w kółko i Sprawdź niż sądzisz, Victorio. Chodź wreszcie, bo sam zaniosę cię na górę. Groźba nie była straszna, bo Victoria lubiła, jak mąż ją nosił na rękach. Puls jej przyspieszył. - Idę . Ku jej zaskoczeniu minął apartament pani domu i stanął przed swoją sypialnią. Zawahała się, gdy przepuścił ją w progu. - Zdenerwowana? - Ani trochę - odparła i weszła śmiało do pokoju. Zamknąwszy za sobą drzwi, mąż chwycił ją w ramiona i pocałował. Victorię przeszedł dreszcz. Sin był teraz bardziej zdecydowany i władczy niż zwykle.