władyka niemal na pierwszym miejscu stawiał bystrość umysłu i niechęć do przypochlebiania

można polegać, ściśle wykonujący polecenia. Władyka był bardzo rad z takiej punktualności i z samego raportu, a najbardziej z tego, że nie pomylił się co do chłopaczka. Wezwał do siebie Berdyczowskiego i siostrę Pelagię i przeczytał im całą epistołę na głos, chociaż od czasu do czasu krzywił się na niemożliwie rozbuchany styl. * * * Pierwszy list Aleksego Stiepanowicza Do najdostojniejszego arcybiskupa Turpina od jego wiernego paladyna, wysłanego na bój z czarnoksiężnikami i Saracenami O pasterzu nad podziw mądry i surowy, O postrachu zastarzałych zabobonów, Gwiazdo wiary, miłości i dobra, Obrońco sierot, pysznych prześladowco! Do stóp Twych składam dzisiaj najpokorniej Opowieść mą niewymyślną i prostą. Ahoj! Gdy na wózeczku, trzęsąc się, skrzypiącym Królestwo Zawołżskie przemierzałem I na tej smutnej drodze naliczyłem Wybojów i wądołów rozmaitych http://www.akcesoria-bhp.com.pl I milcząco spojrzał prawnikowi w oczy tak, że temu ścisnęło się serce i znów pociekły łzy. – Dziękuję panu – powiedział podprokurator z uczuciem. – Cenię sobie pański poryw, ale serce mi podpowiada, że powinienem wejść tam sam. Inaczej nic z tego nie będzie i prawdziwego odkupienia też nie osiągnę. – Zmusił się do uśmiechu i nawet spróbował zażartować. – W dodatku jest pan istotą o tak anielskim charakterze, że siła nieczysta może się pana zawstydzić. – Dobrze, dobrze. – Lew Nikołajewicz pokiwał głową. – Nie będę przeszkadzać. Ja... wie pan co? Ja tylko tam pana odprowadzę, ale sam zostanę na stronie. O pięćdziesiąt kroków, nawet o sto. Ale odprowadzę. I pan nie będzie się czuł taki samotny, i ja będę spokojniejszy. Bo czy to wiadomo... Berdyczowskiego strasznie ucieszył ten pomysł, który z jednej strony nie dewaluował planowanej próby, z drugiej zaś mimo wszystko budził nadzieję na jakieś, choćby nawet

domyślił się Feliks Stanisławowicz na widok krzyża). A w ślad za nim pędziła szóstka bułanych, ciągnąc za sobą najnowocześniejszy wóz strażacki, jakiego w Zawołżsku jeszcze nawet nie widziano. Na błyskającym mosiężnymi bokami cacku siedziało siedmiu mnichów w wypolerowanych do blasku hełmach, z bosakami, kilofami i toporami w rękach. Czcigodny ojciec jeszcze w biegu zeskoczył na ziemię i gderliwym głosem zaczął wydawać komendy, które strażacy wykonywali z zachwycającą precyzją. Sprawdź obrazkami każdy, kto chciałby podziwiać wątpliwe talenty ich autorów. Ale żaden z gości salonu nie ma na to ochoty. Przy kilku stolikach rżną już ostro w wista, bo grafiki są tylko tłem prawdziwych dramatów, które rozgrywają się w nielegalnym królestwie gry Eustachego Gruszczyńskiego. 20/86 – Faraonik, Podhorecki, spróbujesz szczęścia? – Gruszczyński otwiera komodę i wyrzuca na pusty stół tuzin nowiutkich talii. – Szczęścia? – Podhorecki sadowi się na rozklekotanym krześle, które pamięta czasy,