Doskonale wiedział, do czego ma zmierzać ta rozmowa. Uśmiechnął się, ściągnął brwi. Nachylił się ku niej tak, że ich twarze niemal się stykały. Zniżył głos do szeptu i powiedział:

Zmarszczyła brwi. Lord Kilcairn nie należy do niej, podobnie jak ona do niego, co jasno dała mu do zrozumienia. I wcale nie jest zazdrosna o siedemnastoletnią dziewczynę. W żadnym razie. Przed narożną piekarnią stał tłumek ludzi, który zmusił Rose do zwolnienia kroku, tak że Alexandra wreszcie ją dogoniła. - Nie pędź tak, proszę. Czuję się jak koń na wyścigach. - Widząc niepewną minę dziewczyny, przypomniała sobie, że jej głównym obowiązkiem jest dbałość o dobre samopoczucie podopiecznej. - Kupimy sobie ciastko? - Mama by tego nie pochwaliła. - Nic jej nie powiemy. Rose uśmiechnęła się z przymusem. - Dobrze. Alexandra ustawiła się za nią w kolejce i... zamarła na widok kobiety idącej ulicą. Chuda, wręcz zasuszona, z siwymi włosami schowanymi pod czarnym wdowim czepkiem, szła wyprostowana, z uniesioną brodą. Nie rozglądała się w lewo ani w prawo, tylko zmierzała prosto ku piekarni. Zupełnie jakby wiedziała o jej obecności. - Och, nie - wyszeptała Alexandra, blednąc. Chwyciła Rose za ramię. - Co... - Cii. - Pociągnęła zdziwioną uczennicę za róg. Gdy znalazły się w bocznej uliczce, przystanęła i położyła rękę na piersi, łapiąc oddech. http://www.anatomiapalpacyjna.com.pl/media/ - Nie mogłam przewidzieć, że się odwróci, nie wiedziałam też, czy chcesz, by wiedziała o twojej obecności. - Co takiego zrobiłeś, że ona zaraz przybiera postawę obronną? - spytała Portia. - Nic - Klara wyprzedziła odpowiedź Bryce'a i rzuciła mu ręcznik. Bryce, wycierając się, zaczął się zastanawiać, czemu Klara tak gwałtownie zareagowała i zrobiła zeń głupka w obecności siostry i jej koleżanek. - Nie powinieneś być w pracy? - spytała Klara, ustawiając w cieniu drzew krzesełko Karoliny. Nie zaczekała na odpowiedź, tylko poszła do domu, by przynieść lunch dla dziecka. - Zaskoczyłeś ją - uznała Hope. - Klara nie lubi niespodzianek - odrzekł i pochylił się nad córeczką, by ją uściskać, choć mała nie była zachwycona zetknięciem z mokrym ubraniem ojca. Wyjął ją z kojca i posadził na krzesełku. Klara obserwowała go z mieszkania, robiąc sobie wyrzuty, że przyczyniła się do zniszczenia eleganckiego garnituru. Miała Bryce'owi za złe, że pojawił się tak znienacka. Instynktownie przyjęła postawę obronną, za późno uświadomiwszy sobie, iż nic jej tutaj nie grozi. Westchnęła głęboko, przyznając w duchu, że właściciel tej posiadłości wyprowadza ją z równowagi. Widok z okna sprawił, iż zaczęła się zastanawiać nad własną drogą życiową. Przez lata wspinała się po szczeblach kariery w CIA. Miała niebezpieczną, lecz fascynującą pracę. Wykonywała ją dla dobra ojczyzny, więc nie powinna tęsknić za spędzaniem czasu nad basenem w gronie bliskich i przyjaciół. Skąd takie myśli? Lepiej wrócić do noszenia broni i chwytania groźnych przestępców. Jakoś przetrwa w tym domu jeszcze trochę, jeśli tylko uda się jej trzymać Bryce'a na dystans. A jednak wewnętrzny głos ciągle zadawał pytania na temat nurtujących ją uczuć. Dosyć tego, pomyślała, biorąc talerzyk z jedzeniem dla Karoliny. Trzeba jak najszybciej wracać do pracy.

- Tak? - Ja też cię lubię. I myślę... że nieźle byłoby się zaprzyjaźnić. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY Od tamtej chwili Gloria i Liz stały się nierozłączne. Spotykały się na przerwach, razem jadły lunch, wieczorem prowadziły długie rozmowy przez telefon, a rano spotykały się na przystanku tramwajowym pięć przecznic od szkoły i resztę drogi szły pieszo, gadając jak najęte. Gloria zawierzała Liz najgłębsze sekrety, opowiadała o swoich lękach i marzeniach. Liz rewanżowała się tym samym. Chociaż różniło je wszystko: postawa wobec życia, pochodzenie, temperament, rozumiały się w pół słowa. Wystarczyło przelotne spojrzenie, by jedna wiedziała, co myśli i czuje druga. Posiadanie prawdziwej przyjaciółki było dla Glorii zupełnie nowym, lecz jakże wspaniałym doświadczeniem. Nigdy nie przypuszczała, że przyjaźń tak bardzo ją odmieni. Nie sądziła, że potrafi czerpać z niej aż tak ogromną radość. Dopiero zetknięcie z Liz pozwoliło jej uświadomić sobie, jak bardzo samotna była do tej pory. Sprawdź Alexandra przekręciła się na bok i podparła na łokciu. Była piękna i bardzo podniecająca w swojej bezwstydnej nagości. - Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś, a nie Thomkinson czy Wimbole. - Ja też. Nie rób tego więcej. - A co, znowu będziesz się ze mną kochał? Niezbyt odstraszająca kara. - Uśmiechnęła się figlarnie. - Wprost przeciwnie. Hrabia zmarszczył brwi, mile połechtany w swej dumie i jednocześnie zirytowany. - To nie była... - O, nie - przerwała mu, potrząsając głową. - Nie zmienię zdania, że jesteś po prostu czarującym łajdakiem. - Hm. - Wyciągnął rękę i wplótł palce w jej długie włosy. - Czarujący, tak? Coraz lepiej. Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś. - Przyłapałeś mnie na chwili słabości.