okolicznych budowli odróżniał ją kryty portyk przed wejściem.

Tym razem jego uczucie było głębsze i bogatsze. A mimo to nie powiedział, że właśnie w niej znalazł miłość, w której istnienie dotychczas wątpił. Nie powiedział jej tego wszystkiego, i pewnie już nie powie. Swoim bezmyślnym zachowaniem nie tylko jej ubliżył, ale również zraził ją do siebie. A może nie wszystko jest stracone? Może ma szansę zacząć wszystko od nowa? Zawrócił Drakulę w chwili, gdy spadły pierwsze krople deszczu. Nim dojechali do domu, burza rozszalała się na dobre. Mniej więcej godzinę później, przebrany w suche ubranie, na które kapała woda z mokrych włosów, zapukał do dziecięcego pokoju. Opiekunka uchyliła drzwi, ale nie wpuściła go do środka. - Proszę wybaczyć, jaśnie panie, ale księżniczka Marissa śpi. Jej Wysokość również się położyła. - Szukam lady Isabell. - Próbował wsunąć głowę, ale dziewczyna nie cofnęła się nawet o krok. - Nie ma jej tutaj. Zdaje się, że poszła do muzeum. - Ach, tak... - Przez chwilę rozważał coś w myślach. - Doskonale. Dziękuję, Bernadettę. Muzeum Sztuki mogło śmiało uchodzić za symbol całego kraju. Małe i urocze, z marmurowymi schodami i rzeźbionymi kolumnami wyglądało jak miniaturowy pałac. Wszystkie sale zbiegały się pod witrażową kopułą okrągłego holu niczym szprychy w piaście koła. Na parterze, prócz ekspozycji, znajdowała się niedroga restauracja otoczona ogrodem. Bella przyszła do muzeum na długo przed umówioną godziną. Chciała w spokoju zapoznać się z rozkładem budynku i systemem zabezpieczeń. Zauważyła, że stojący w strategicznych miejscach umundurowani strażnicy bez wyraźnej potrzeby nie niepokoili nikogo i nie sprawdzali toreb. Popołudnie było deszczowe, więc sale muzealne przyciągnęły wielu zwiedzających. Patrząc na wielojęzyczny, barwny tłum Bella pomyślała sobie, że nie mogła wybrać lepszego miejsca na pierwsze spotkanie ze swym łącznikiem. O oznaczonej godzinie bez pośpiechu podeszła do morskiego pejzażu Moneta. Dłuższą chwilę oglądała obraz, po czym zaczęła przesuwać się ku następnym. Czuła, że jest obserwowana. Jeśli jej rozmówca jest profesjonalistą, na pewno zrobił to samo co ona - przyszedł wcześniej, by obejrzeć budynek. I ją. Gdy niespodziewanie jej wzrok padł na sporą akwarelę, na moment wstrzymała oddech. Jej myśli od razu pobiegły do Edwarda i tego, co wydarzyło się w pokoju muzycznym. Na mosiężnej tabliczce wyryto oficjalne tytuły autorki. Księżna Louisa de Cullen. Ona sama zaś zostawiła w rogu płótna mały autograf. Louisa Bisset. Nazwała swój obraz bardzo prosto. „Morze”. Rzeczywiście ono było głównym bohaterem pejzażu, jednak prababka Edwarda musiała ustawić sztalugi w miejscu, którego Bella jeszcze nie znała. Na pierwszym planie widać było poszarpane skały stopniowo przechodzące w łagodniejsze zbocze. Dopiero za rumowiskiem kamieni bielała wąska nitka plaży, odcinająca się ostro od szafirowej wody. Niebo było pogodne, ale na horyzoncie zaczynały zbierać się ciężkie chmury. W powietrzu, zamglonym wodną parą z rozbijających się fal, czuć było wzbierający niepokój. Bella musiała przyznać, że malarce udało się oddać potęgę i grozę żywiołu. I pomyśleć, że takie dobre płótno przeleżało całe wieki w zapomnianym kufrze, aż Edward je znalazł. Ledwie powstrzymała się, by nie dotknąć złoconej ramy, której dotykały jego dłonie. Kto wie, pomyślała, czy Bennett nie odnalazł w tej scenie części samego siebie? - Interesujące ujęcie tematu, prawda? Mężczyzna, który stanął za nią, mówił po francusku z lekkim akcentem. Kontakt został nawiązany. - Tak. Malarka pokazała wielki talent. Mówiąc to, Bella upuściła muzealną broszurę. Gdy się po nią schylała, uważnie rozejrzała się wokół. Obok nich nie było nikogo, mogła więc mówić swobodnie. - Mam informacje. - Proszę mi je przekazać. Odwróciła się do niego z takim uśmiechem, jakby rozmawiali na temat obrazu. Mężczyzna był śniady, niezbyt wysoki, nie miał żadnych blizn. Wyglądał na pięćdziesiąt lat, ale Bella wiedziała, że mógł być dużo młodszy. W tym fachu ludzie starzeją się wyjątkowo szybko. http://www.aqua-slim.pl/media/ świece, płonące migotliwym blaskiem. - Boisz się? - spytał półgłosem, tuż przy jej twarzy. - Nie... - Kłamiesz - szepnął. - Ale wszystko będzie dobrze. Nie pożałujesz tego. - Wiem. Dotknął jej piersi, zsuwając jedwabny szlafrok z lewego ramienia. Zarumieniła się, choć i tak szlafrok nie zasłaniał już zbyt wiele. Rozchylony zwisał luźno z jej przedramion, układając się w fałdy niczym elegancki indyjski szal. - Jesteś taka kobieca - szepnął, schrypniętym głosem. Uniósł jej dłoń i ucałował, wstępując powoli razem z nią po mahoniowych schodkach. Becky zawahała się na najwyższym ze stopni i spojrzała na niego niepewnie. Żaden mężczyzna tak na nią dotąd nie patrzył. Przygryzła wargę, gdy położył ją na materacu. Wsparła się na łokciach. Spojrzała w górę i ujrzała malowane niebo, pokryte małymi, białymi obłoczkami. Zerknęła w dół i zobaczyła Aleca, który ukląkł w nogach łóżka. Ten widok

spoglądając na idealny profil księcia. Prosty nos, wydatne wargi, idealnie zarysowana linia szczęki… Westchnął cichutko z rozmarzeniem. To naprawdę był książę. - Nie, nie będę chciał – warknął, spoglądając na niego nieprzychylnie kątem oka. Już sam nie wiedział jak dzieciaka zniechęcić. Zasmucony blondyn wydął usta w podkówkę. Och, jego książę naprawdę się mu opiera, ale był pewny, że wreszcie uda mu się go zdobyć. Prędzej czy później. – Sprawdź Jego Wysokość, książę Edward de Cullen, zwinnie zeskoczył z grzbietu Drakuli i wesoło zawołał do stajennego: - Hej, Seth! Sam się nim zajmę. Stajenny, człowiek już niemłody, lekko utykając, wysunął się naprzód. Jego ogorzała twarz nie zdradzała żadnych emocji, lecz oczy czujnie badały, czy aby książę i jego rumak nie odnieśli kontuzji. - Proszę wybaczyć, jaśnie panie - odezwał się z szacunkiem - ale kiedy pana nie było, przysłali wiadomość z pałacu. Książę Carlise chce się z panem pilnie zobaczyć. Rozczarowany Edward podał mężczyźnie wodze. Przyjemność jazdy nie była pełna bez spokojnej godziny, którą po niej spędzał w stajni. Lubił sam oprowadzać, a potem czyścić i poić Drakulę. Skoro jednak ojciec chce się z nim widzieć, musi przełożyć obowiązki ponad przyjemność. - Przespaceruj się z nim porządnie, Seth. Zrobiliśmy dziś sporo kilometrów. - Słucham, jaśnie panie - potaknął stajenny. - Zrobię wszystko, jak się należy - powiedział, klepiąc Drakulę po wilgotnym karku. - Świetnie, Seth. Dziękuję. - Nie ma za co dziękować, jaśnie panie - odparł stajenny i ostrożnie zdjął siodło. - I tak nikt inny nie odważyłby się podejść do tego diabła. I rzeczywiście, kiedy ogier zrobił się niespokojny, wystarczyło, że Seth wyszeptał do niego parę słów po francusku, a koń natychmiast się uspokoił. - Poza tym nikt inny nie ma mojego pełnego zaufania - roześmiał się Edward. Przeszedł się i energicznie zrobił kilka skrętów tułowia, próbując rozmasować drobne skurcze mięśni. - Dorzuć mu dzisiaj dodatkową szuflę ziarna, dobrze? - Jak pan sobie życzy.