Szlag, szlag i jeszcze raz szlag, mruczała pod nosem, cofając wóz i wykręcając kierownicę. Wyjechała spod

- Wiec albo nie jestes Marla, albo to nie jest twoje dziecko. - James jest moim dzieckiem - powiedziała bez wahania. Tak, tego jednego była absolutnie pewna, wiedziała, ¿e urodziła to dziecko. Wypiła łyk letniej kawy. - W jakis sposób doktor Robertson jest w to wszystko zamieszany. Nie chciał, ¿ebym zobaczyła szpitalne dokumenty Marli Cahill, mimo ¿e ta operacja została wykonana w prywatnej klinice w Los Angeles, nie w szpitalu Bayview. Ale najwyrazniej w kartach Marli cos na ten temat odnotowano, bo Robertson nie pozwolił mi nawet rzucic okiem na te papiery. - Wezmiemy adres Kylie Paris i pojedziemy tam - powiedział Nick, pocierajac pokryta krótkim zarostem brode. Marli nagle przypomniało sie, jak zaledwie pół godziny temu pocierał swoja szorstka twarza o jej ciało. - A co z rewolwerem? - Zadr¿ała na mysl o tym zimnym kawałku metalu. 416 - Na razie trzymaj go w ukryciu. Z dala od Aleksa. Pokojówka go nie znajdzie? http://www.aranzacja-wnetrz.info.pl/media/ pamietasz. Kilka głebokich oddechów, o tak. Wez sie w garsc, na litosc boska. Rozdra¿niona wyszła na pusty, pogra¿ony w półmroku korytarz. Właczyła swiatło i rozejrzała sie wokół. Staneła przy poreczy schodów i wyte¿yła słuch. Na tle cichej muzyki dobiegajacej, jak zwykle, z głosników słychac było chwilami tylko rozmowe - wysoki głos Eugenii i ni¿szy, głebszy głos Nicka. Co za ulga. Marla omal nie usiadła na podłodze. Wszystko było takie jak zwykle. Nie słyszała ¿adnych kroków 213 na schodach ani czyjegos przyspieszonego oddechu, ani szczekania Coco, zaniepokojonej obecnoscia intruza. Nie usłyszysz wystrzału rewolweru ani brzeku tłuczonego

Skóra na kościach policzkowych Nevady naprężyła się jeszcze bardziej. - Zastanawiam się tylko dlaczego. - Zrobiłem to, co uważałem za najwłaściwsze. - Coś mi się zdaje, że gdyby sprawa wyszła na jaw, byłby pan w tarapatach. Ucierpiałaby nie tylko pańska reputacja, ale i etyka zawodowa. Istnieje prawo dotyczące fałszowania takich dokumentów jak akty urodzenia i akty zgonu, sędzio. - Nie zasiadam już w sądzie i nie prowadzę praktyki - odparł ojciec Shelby, patrząc na niego spokojnie. Sprawdź zachodzie. Boże, dlaczego? Przecież wszystko, czego mogła chcieć, to wszystko znajdowało się tutaj. Nie dość, że w przyszłości odziedziczy nieograniczone bogactwo, to jeszcze ma kochającego ojca. Ze wzruszenia Katrina przełknęła ślinę i zamrugała. Nie będzie płakać, do diabła. Podniosła szklankę, wysączyła resztki mountain dew i schrupała kilka topniejących kostek lodu. Jerome Cole był debilem, który ani trochę nie zadbał o swoje drugie dziecko. Ukrył też własną wnuczkę przed jej matką, zasłużył więc na wszystko, co go spotkało. Katrina miała tylko nadzieję, że to od niej sędzia otrzyma to, na co zasłużył. Ross wyrżnął pustą szklanką w kontuar. Tłum w White Horse znacznie się przerzedził. Zostało tu tylko kilku starych pijaków, ale plotka, która zainspirowała większość rozmów, wciąż robiła mu zamęt w głowie. Chodziło o reporterkę, sędziego i Shelby Cole. Snuto domysły, że Katrina jest nieślubnym dzieckiem i że przyjechała tutaj, żeby załatwić własne sprawy. Śmieszne, ale nie wspomniała mu o tym, kiedy ucięli krótką pogawędkę poprzedniego wieczoru. Może nadeszła pora, żeby złożyć jej wizytę. Ale przede wszystkim liczyły się jego cele - mała gra, w którą uwielbiał grać.