zaczerpnięte z podręcznika balistyki. – Kula wagi trzech zołotników, początkowa prędkość –

otwierając księgę rachunkową i szykując się do wpisania wdowiego grosza. – Zostawiam to do zupełnego uznania czcigodnego ojca – odpowiedziała Polina Andriejewna. – A czy wolno mi będzie przysiąść? Witalis westchnął, bo zrozumiał, że bez pobożnej rozmowy się nie obejdzie i w zamian za swoją ofiarę wdowa po nieboszczyku Lisicynie zabierze mu kwadrans, jeśli nie więcej. – Tak, proszę tutaj – wskazał jej niewygodne, specjalnie dla takich wypadków skonstruowane krzesło: z żebrowanym siedzeniem i guzowatym oparciem; więcej niż kwadrans na takim inkwizytorskim siedzisku człowiek nie wytrzyma. Polina Andriejewna usiadła, jęknęła z cicha, ale na temat zadziwiającego krzesła nic nie powiedziała. Pochwaliła w krótkich słowach wspaniałe ararackie porządki, stateczność i grzeczność mieszkańców, przemysłowe nowinki i wspaniałość budowli – archimandryta wysłuchał tego z zadowoleniem, bo pani Lisycyna, kiedy miała na to ochotę, schlebiać i głaskać z włosem umiała doskonale. Następnie przeszła do sedna sprawy, w imię której zostało ofiarowane pięćset rubli. – Jakaż to dla czcigodnego ojca podpora – święta Pustelnia Wasiliskowa! Ileż to pobożności, iluż to pielgrzymów! – cieszyła się ze szczęścia ludności Nowego Araratu przyjezdna dama. – Mało który klasztor włada takim nieocenionym skarbem. Witalis wykrzywił swe krągłe, niepasujące do długokościstej postaci oblicze. – Nie mogę się z tobą zgodzić, córko moja. To poprzednim przeorom, tym, co byli tu http://www.auta4x4.com.pl jako ciotka Alice Bensen i zaczęła czytać tekst, który wybrała na pożegnanie dziewczynek. Był to urywek o przyjaźni z Kubusia Puchatka. Tego Rainie już nie wytrzymała. Ona też musiała odwrócić wzrok. Oprzytomniała dopiero, gdy do mikrofonu zbliżył się Vander Zanden. Stojąc przed liczącym prawie osiemset osób tłumem, wydawał się zupełnie wytrącony z równowagi. Spisał swoją mowę i kartka drżała mu teraz w dłoniach. Ale Rainie nie potrafiła wykrzesać w sobie ani krzty współczucia dla tego człowieka. Przyglądała się uważnie jego żonie, która przez ostatnie czterdzieści pięć minut z czułością próbowała dodać mu otuchy. Abigail Vander Zanden była trochę zbyt pulchna i wyglądała niezbyt atrakcyjnie w niemodnej granatowej sukience, ale miała dobrotliwy uśmiech i błyszczące niebieskie oczy. Wydawało się też, że jest naprawdę dumna ze swego męża. Ten widok sprawił, że Rainie poczuła do niego jeszcze większą antypatię. Dzisiaj nie ma zwycięzców, pomyślała z rosnącym przygnębieniem. Liczyła na jakieś

pojętność ojca ekonoma. I tu znów moje myśli wróciły wstecz, do głównej sprawy. Zrozumiałam sens łacińskiej przenośni. Zrozumiałam, co chciał powiedzieć starzec! Nowy właściciel pustelniczego kaptura to nie ojciec Hilariusz! To przestępca, Lampe! Oto gdzie przepadł, ale czemu go nie widać, oto dlaczego całe jego ubranie jest na miejscu! Fizyk przedostał się na Wyspę Rubieżną! A jeśli tak, to znaczy, że owej nocy dokonał nie Sprawdź * * * Od czego by tu zacząć? Chyba od Araratu. Dokładniej – od Nowego Araratu, monasteru Nowoararackiego, bardzo sławnego świętego przybytku, położonego na najdalszej północy naszej rozległej, ale słabo zaludnionej guberni. Tam, wśród wód Jeziora Modrego, dla swych rozmiarów podobniejszego do morza (lud tak je właśnie nazywa: Modre Morze), na porośniętych lasem wyspach, z dawien dawna chronili się przed ziemskim zgiełkiem i ludzką złością święci starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadał w zapuszczenie, tak że na całym archipelagu, w samotnych celkach i eremach, przebywała tylko maleńka garstka anachoretów, nigdy jednak do końca nie opustoszał, nawet w czasach smuty. Była pewna szczególna przyczyna takiej żywotności, a przyczyna owa miała na imię Pustelnia Wasiliskowa, o niej jednak opowiemy trochę niżej, ponieważ pustelnia zawsze istniała jakby niezależnie od właściwego klasztoru. Ten zaś w dziewiętnastym stuleciu, w