- O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki.

- Nie dotykaj tu niczego - szepnął jej Alec. - Gdy położę swoje sztony na tym krążku, nazywa się go skrzynką zakładów, nie wolno mi ich tknąć, dopóki toczy się gra. Nie dotykaj również kart. - Nie zrobię tego - obiecała pospiesznie. Alec umieścił dwa czerwone sztony w krążku. To był początkowy zakład o dziesięć gwinei. Kiedy wszyscy inni gracze ustalili swoje zakłady, staruszek rozdał im karty. Zaczął od miejsca po swojej lewej stronie, a potem obszedł cały stół. Wszystkie karty, które kładł, były odkryte. Alecowi dał trójkę. Becky zauważyła, że przed sobą rozdający położył ósemkę. - Czy kolejność gra tu jakąś rolę? - Nie. - Alec spojrzał niecierpliwie na rozdającego, który znów okrążał stół, kładąc przed każdym drugą kartę, także odkrytą. Alecowi dostała się po raz drugi trójka. - Czy to dobrze? - spytała szeptem Becky. - Może i tak - odparł, a potem skinął głową rozdającemu, gdy ten położył przed sobą drugą kartę, tym razem zakrytą. - Widzisz? Teraz nikt z nas nie wie, co on trzyma w ręce. Przedtem dostała mu się ósemka, ale teraz? W tym właśnie cały urok tej gry. - Urok? To szarpanie nerwów! - Nikt nie ma dwudziestu jeden punktów - mruknął. - Co się teraz stanie? - Po kolei weźmiemy udział w grze. Zobaczysz. Spojrzała ponad jego ramieniem na graczy po prawej, którzy kolejno zaczęli wchodzić do gry. Spocony mężczyzna po drugiej http://www.bed-breakfast.pl/media/ - Nie myślę o tym w ten sposób - odparła wymijająco. Nagle zebrała się w sobie i powiedziała to, co nie dawało jej spokoju. - Nie mieliśmy dotąd okazji porozmawiać o wydarzeniach na jachcie. Chcę ci podziękować za to, że uratowałeś mi życie. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zabiłem tego wściekłego psa - rzekł dobitnie. - Nie mogę patrzeć na to, co ci zrobił. - Delikatnie dotknął sińca na jej policzku, widocznego mimo grubej warstwy makijażu. Cofnęła się, ale ją przytrzymał. - Nie odwracaj się ode mnie - poprosił. - Kiedy zobaczyłem, jak do ciebie mierzy, myślałem, że oszaleję. Nagle wyobraziłem sobie moje życie bez ciebie. To byłby koszmar. Więc się ode mnie nie odwracaj. - Dobrze - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Najważniejsze, że już po wszystkim. Jesteśmy bezpieczni. - Bello, nigdy w życiu się nie zgodzę, żebyś znowu narażała się na śmierć! - Edwardzie, posłuchaj... - To ty słuchaj! Nie zgodzę się. Rozumiesz? - Puścił ją i cofnął się o krok. - A teraz spróbuj tych cholernych kasztanów! - Co? - zapytała, zbita z tropu. - Kasztany? Aha, słusznie. Na pewno są pyszne... - Drżącą rękę sięgnęła do torby, w której niespodziewanie wymacała jakiś zagadkowy przedmiot. - Co to jest? - Gwiazdkowy prezent. - Czyli mogę go otworzyć dopiero jutro rano. - Czy musisz być taka zasadnicza?

tak przygrzewało. Krystian żłobił dziurę w ziemi, odrzucając piach na boki. Miał czarne buty, tak więc mógł sobie na to pozwolić. Utwór się skończył, a zaczął jakiś szybki. Uchylił powieki i wtedy zobaczył znajomą, szybko oddalającą się sylwetkę. Jak oparzony wstał z ławki, wpychając telefon wraz ze słuchawkami do kieszeni i biegnąc za brunetem, starając się go dogonić. - Poczekaj! – krzyknął za nim, wreszcie dopadając go i uczepiając się jego Sprawdź próbował się opanować, ale to już nie miało znaczenia. Zawsze łatwo się zakochiwał i był z tego znany. Co za piękne oczy! Wielkie, pełne woli walki i życia, rzadkiej, fascynującej fiołkowej barwy. Na rzęsach i różowych wargach zawisły krople deszczu. Nie śmiał powiedzieć, że jej pragnie, bo nie miał ochoty oberwać po głowie, lecz nie potrafił powściągnąć zuchwałego uśmiechu. - Wspaniale się posługujesz tym gasidłem. Grałaś kiedyś w krykieta? - Ręce przy sobie! Cofnął się, bo o mało nie trafiła go w pierś. Mógłby bez trudu wyrwać jej gasidło z ręki, ale wtedy uciekłaby i pozbawiła go zabawy. - Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?! - krzyknęła, rozżalona, że go nie trafiła. - Chciałem się przekonać, czy nie stało ci się coś złego. No i przeprosić za moich nieuprzejmych przyjaciół. - Spojrzała na niego podejrzliwie. W końcu mu uwierzy, przecież wszystkie tak robią, prędzej czy później. - Nie chcieli cię przestraszyć... - Nie bałam się!