wypolerowanych półbutach.

- Pracuje nad nim. Donald te¿. Powodzenia, pomyslał Nick. Cherise zmieniła temat. - Miło bedzie znowu zobaczyc Marle. Mineło tyle czasu. Ró¿nie jej sie układało z Aleksem. Kilka razy chcieli sie nawet rozwiesc. - Doprawdy? - To było cos nowego. 153 - Tak, tak to wygladało. Raz czy dwa razy... ale nie powinnam plotkowac. To ich sprawy, ale modle sie za nich. - Nie watpie. - Chciałabym odnowic znajomosc z Marla. Ona teraz pewnie czuje sie okropnie. Słyszałam w radio, ¿e ten kierowca cie¿arówki te¿ zmarł. Nick kiwnał głowa. Alex ju¿ zadzwonił, ¿eby mu o tym powiedziec. - Nie wiedziałem, ¿e Alex i Donald sa ze soba tak blisko. Cherise odwróciła wzrok i przełkneła sline. - Nie sa. Ale Donald pracował przez jakis czas dla Cahill House, był nawet w zarzadzie. Kiedys był te¿ pastorem w http://www.beton-architektoniczny.edu.pl Weszli na parking i w milczeniu ruszyli w strone furgonetki. Marla czuła tepy ból w szczece, dreczyły ja pytania, na które nie umiała sobie odpowiedziec. Kim własciwie jest? Dlaczego jej ojciec uwa¿a ja za kogos innego? Dlaczego nic jej sie nie przypomina? Dlaczego ktos chce, ¿eby zgineła? Dlaczego, skoro jest me¿atka, czuje tak silny pociag do innego me¿czyzny? Opadła na siedzenie i zamkneła oczy. Odgłosy miasta - szum samochodów, pisk opon, trabienie klaksonów - przycichły, kiedy Nick właczył radio i rozległy sie dzwieki jakiejs piosenki country. Co ona wyprawia, nawet jesli tylko jedzie z tym człowiekiem na kawe? To nie wró¿y nic dobrego. W koncu ubiegłej nocy miała okazje sie przekonac, jak łatwo

watpliwosci co do jego smierci. Mo¿e nie zmarł z powodu odniesionych obra¿en. - Urwał na chwile. -Policja podejrzewa, ¿e to mogło byc morderstwo, ¿e ktos mu pomógł rozstac sie z ¿yciem. - Nie rozumiem - powiedziała Marla, nagle zrobiło jej sie zimno. Sprawdź się znajdę. - Wszystko jest już załatwione. Przyniosłam nawet dokumenty - odparła. Otworzyła neseser i wyjęła szeleszczącą szarą kopertę. - To egzemplarz dla pana. Zostawię go tutaj. - Położyła kopertę na stoliku blisko miniaturowej figurki małego Jezusa w żłóbku, ale Caleb potrząsnął głową. - Proszę to włożyć do szafki, dobrze? Jak zostawi pani tę kopertę na wierzchu, to ktoś może ją ukraść. - Kto taki, mianowicie? - Nigdy nic nie wiadomo, ale ja nie ufam nikomu, z wyjątkiem naszego Pana i Zbawcy, Jezusa Chrystusa. - To chyba dobre podejście. - Starała się nie mówić sarkastycznym tonem. Wcisnęła kopertę do szafki, w której znajdował się podniszczony pikowany szlafrok i dziurawe kapcie. - Przywiozłam ze sobą dyktafon - dodała, zamykając drzwi szafki - więc możemy zaczynać. - Co mamy zaczynać? - zagadnął twardo czyjś głos. Do pokoju wkroczyła dobrze zbudowana pielęgniarka o krótkich, siwych włosach. Nosiła okulary o grubej oprawce. Na jej identyfikatorze było napisane LINDA RIFKIN, DYPLOMOWANA PIELĘGNIARKA. Miała nijakie rysy