niechęci, choć tak się starała. Uśmiechnęła się lekko, po

- To było dziecko twojego kochanka - przypomniał jej. - Sama mi to powiedziałaś. - Ale innym powiem, że to było twoje dziecko. Wiele osób wiedziało, że Gino uważał, że się we mnie kochasz. - Powinienem był mu powiedzieć, że cię nienawidzę. - Nie uwierzyłby ci. - Caterina była wyraźnie zadowolona z siebie. - Tak samo jak nie uwierzyłby, że dziecko nie było jego. Jak to jest być odpowiedzialnym za odebranie życia nienarodzonemu dziecku, Lorenzo? Ruszył ku niej z taką furią w oczach, że rzuciła się do drzwi, otworzyła je szarpnięciem i wybiegła na zewnątrz. Lorenzo zaklął i wrócił do stołu, na który rzucił testament babki. Kiedy notariusz zdołał się z nim w końcu skontaktować i uprzedzić o swoich obawach, o tym, że Lorenzo będzie się musiał ożenić, żeby odziedziczyć Castillo, ale i o tym, że udało mu się usunąć imię Cateriny z testamentu, przepełniła go wściekłość i niedowierzanie. Gdyby nie interwencja starca, Caterina sprytnie złapałaby go w pułapkę. W jednej sprawie nie myliła się. Chciał dostać Castillo. Na razie jednak musiał ochłonąć. Pospieszył na dziedziniec, wdychając ostre powietrze, wolne od duszącej woni ciężkich perfum Cateriny. ROZDZIAŁ DRUGI Jodie czuła, że będzie musiała się poddać i zawrócić. Nie miała pojęcia, gdzie jest, a surowy i nieprzyjazny krajobraz widoczny w blasku księżyca zaczynał jej działać na nerwy. Z jednej strony miała strome zbocze, z drugiej nadwieszoną poszarpaną skalistą ścianę. Przed sobą widziała rozszerzenie wąskiej drogi, które najprawdopodobniej było mijanką. Dojechała tam i spróbowała zawrócić. Nagle poczuła wstrząs, tylne koła wynajętego samochodu zaczęły się luźno obracać i wóz przechylił się niebezpiecznie na jedną stronę. Przerażona wysiadła. Jej obawa przemieniła się w rozpacz, kiedy zobaczyła, że jedno z tylnych kół jest zablokowane w głębokiej koleinie, a w dodatku wygląda na przebite. I co teraz? Wróciła do samochodu, masując bolącą nogę. Była zmęczona, głodna i przeraźliwie przygnębiona. Otworzyła torbę, sięgając po telefon i portfel z dokumentami. Włączyła telefon i patrzyła na niego skonsternowana. Wyglądało na to, że nie ma zasięgu. Spróbowała wybrać numer, ale telefon wydał tylko złowieszcze bip i wyświetlacz zgasł. Jak mogła nie zadbać o doładowanie? Potrzebowała pomocy, ale co miała zrobić? Siedzieć tu i czekać, aż ktoś będzie przejeżdżał? Od wielu godzin nie spotkała innego samochodu. Iść? Ale dokąd? W dół, ponad sto kilometrów do ostatniego miasteczka, które mijała kilka godzin wcześniej? Ból w nodze nasilił się. A może powinna iść przed siebie, w górę? Zadrżała. Od dawna nie widziała innego samochodu, ale jednak ktoś chyba używał tej drogi, bo w kurzu dostrzegła ślady opon. Spojrzała w górę i nagle, niczym duch, pojawił się samochód jadący w jej kierunku. Osłabła z ulgi, zachwiała się na nogach. Lorenzo wściekle nacisnął pedał gazu czarnego ferrari, pozwalając, by wóz przełożył jego złość na pęd. http://www.beton-dekoracyjny.edu.pl/media/ Zarówno Ethan, jak Karl ostrzegali go przed pośpiechem. Ojczym... Słowo, które wyzwalało całą masę potencjalnych problemów. A jednak z punktu widzenia Matthew nie było nad czym rozmyślać: córki Karoliny to przecież cząstka jej samej. On zaś, jak słusznie zauważyła, pragnął całości. 3. Dom Karoliny w Hampstead* był wysmukłą białą willą o nazwie Aethiopia. Richard Walters zapamiętał tę pisownię z przepięknego wiersza Edith Sitwell, lecz nie zadał sobie trudu, by wyjaśnić, czemu budynkowi z XIX wieku nadano tę nazwę. Karolinę nie obchodziło, dlaczego, kiedy i dzięki komu Aethiopia stała się jej domem, po prostu kochała ją z całego serca. - No i co myślisz? - spytała ostrożnie, kiedy w ostatni piątek

Nie do zniesienia. Ale - z jego egoistycznego punktu widzenia - lepsze to, niż gdyby Karo popełniła samobójstwo. Słabość uniemożliwiła mu myślenie. Zamknął oczy i wyłączył umysł. Czas przestał istnieć. Obudziła go Zuzanna. Sprawdź Devonu, który pracował jeszcze u Gabriela Waltersa, - a potem - po 42 kilkunastoletniej przerwie - u jego syna Richarda. Pełnił różne funkcje: był szoferem, „złotą rączką", dekoratorem, kurierem, ale najwięcej przyjemności sprawiało mu zawsze ogrodnictwo. Ostatnio starego Johna, jak go nazywała rodzina, zaczynały zawodzić oczy, serce i krzyż, mimo to jednak wciąż lubił majsterkować i wmawiał Karolinie, że lekarze nie widzą nic złego w odrobinie aktywności, do której przywykł jego stary organizm. A jeśli Karolina nie pozwoli mu zajmować się tak nieskomplikowanym ogrodem jak ten przy Aethiopii, to po prostu wróci do siebie, do West Finchley, gdzie na własnej działce będzie pracował dwa razy ciężej. Niekiedy Pascoe przychodził do Aethiopii na lunch i