— Mój Boże — powiedziała, rzucając się na łóżko. -

sposób i zerknął na drzwi pracowni. - Niech pani przeprosi ode mnie diabelskie nasienie i jej matkę. - Ona nie jest taka zła, dobrze pan wie. Pragnął wziąć ją w objęcia, ale poprzestał na muśnięciu palcami gładkiego policzka. - Najchętniej usłyszałbym to samo w piątek rano. Zostały pani trzy dni, panno Gallant. Odprowadził ją wzrokiem i wsiadł do faetonu. Przez całą drogę do klubu bokserskiego rozmyślał ponuro. Miał tuzin kochanek rozrzuconych po całym Londynie, a wiedział, że następne wkrótce zjadą do miasta, więc nie powinien narzekać na samotność. Stwierdził jednak, że nie tęskni za ich bezmyślnym paplaniem i chętnymi ciałami. Pożądał Alexandry Gallant. I chciał, żeby ona też go pragnęła. Niewątpliwie ją zainteresował, lecz umiała się oprzeć pokusom. Z drugiej strony, czuła się przy nim dostatecznie swobodnie, żeby go obrażać. Jej bezpośredniość również mu się podobała. Niech to wszyscy diabli! Musi znaleźć żonę najszybciej, jak to możliwe. Przyjrzał się trzem młodym damom wychodzącym od modystki. Drobne, ładne i rozchichotane. Nie zaszczycił ich drugim spojrzeniem. Ta nieznośna guwernantka kompletnie zawróciła mu w głowie. Westchnął przeciągle. Jeśli zaraz nie wyładuje frustracji na partnerze, po powrocie zaczai się na pannę Gallant w jakimś ciemnym korytarzu, w ogrodzie, w bibliotece, w gabinecie albo... Potrząsnął głową. Może jednak będzie najlepiej, jak znajdzie sobie żonę. http://www.betondekoracyjny.com.pl - Twierdziłeś, że ona cię nie interesuje. Że jej nienawidzisz. - Bo nie interesuje. Jest tu ze względu na Lily, nie dla mnie. Prychnęła z niedowierzaniem. - Oczywiście. Jeżeli mnie pamięć nie myli, nawet jej nie znała. - Tak było. Do zeszłego tygodnia. - Odetchnął głęboko. - Lily jest babką Glorii. Liz wpatrywała się w niego przez pełne dziesięć sekund, potem pokręciła powoli głową. - Nie mówisz tego poważnie. - Jak najbardziej poważnie. Lily jest babką Glorii ze strony matki. Dotąd o tym nie wiedziała. Nikt nie wiedział. Jej matka ukrywała to przed nią. - Nie rozumiem. Jak to? Nic nie wiedziała? Opowiedział Liz, gdzie i kiedy poznał prawdę o związku łączącym Lily z Glorią, o tym, jak bardzo Lily tęskniła do córki i wnuczki, wreszcie o swojej roli w tym smutnym rodzinnym melodramacie. - Teraz rozumiem. - Liz spojrzała na drzwi, za którymi zniknęła Gloria, potem ponownie na Santosa. - A więc ostatnio spędziłeś z nią sporo czasu? - Z Glorią? Skąd! Przebywaliśmy w tym samym pomieszczeniu, tak należałoby to ująć. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy.

Ceny pejzaży były dość wysokie, lecz chętnie je zapłacił. Alexandrę ucieszyłby wzrost ich wartości, ale oczywiście nie zamierzał na razie wspominać o nowym nabytku. Z pewnością oskarżyłaby go o próbę przekupstwa. Nie, ukryje obrazy w Kilcairn Abbey do czasu, gdy przybędzie tam jako jego żona i zobaczy je w wielkiej sali obok innych cennych dzieł sztuki. - Lucienie, jeśli się rozmyśliłeś co do balu, proszę, poinformuj mnie już teraz, żebym Sprawdź Przeszli przez niewielki przedsionek do stanowiska szefa sali. Philip zamienił z nim kilka słów i poprowadził córkę do stolika, rozglądając się przy tym bacznie wokół, witając znajomych sobie gości i pozdrawiając tych, których widział po raz pierwszy. Przystawał, pytał, czy są zadowoleni, życzył miłego wieczoru, zapraszał do ponownych odwiedzin. Kiedy dotarli do stolika, odsunął krzesło dla Glorii, zaczekał, aż córka usiądzie, i dopiero sam zajął miejsce. - Wszystko musi działać bez zarzutu. Tego właśnie ludzie oczekują po St. Charles. Nigdy nie zapominaj, jakie mamy zobowiązania wobec naszych gości. - Nigdy nie zapomnę - przytaknęła z powagą. - Możesz na mnie liczyć, tatusiu. Uśmiechnął się na te słowa. - Pamiętaj też, że ważna jest domowa atmosfera, kontakt z ludźmi. St. Charles to firma rodzinna i goście powinni czuć się tutaj jak w domu. - Tak, tatusiu. - Stół powinien być nieskazitelny, żadnej zmarszczki na serwecie, najmniejszej plamki. - Uniósł kolejno wszystkie sztućce, sprawdzając, czy są wypolerowane do połysku. - Żadnych odcisków palców, śladów po wodzie. - Obrócił w dłoni kieliszek, obejrzał pod światło. Gloria poszła za jego przykładem, z przejęciem naśladując każdy gest. - W wazonach zawsze świeże kwiaty - ciągnął Philip. - Zwiędnięte trzeba od razu wyrzucać. - Zastawa nie może być popękana ani wyszczerbiona