- Dzień dobry. Wcześnie dzisiaj wstałaś.

Alexandrze nie spodobała się jego mina oraz presja, jaką wszyscy próbowali na nią wywrzeć. - Vixen, lepiej odejdź - syknęła. - Wydaje się, jakbyśmy prowadzili naradę wojenną. - Nie pozwól, żeby ten idiota Virgil znowu zmusił cię do ucieczki, Lex. - Znowu? - powtórzył hrabia. Och, nie. - Milordzie, proszę... - Zostaje pani, panno Gallant. - Jeśli zostanę, będę musiała z nim zatańczyć. Obiecałam. W tym momencie rozbrzmiały pierwsze tony walca. Lord Kilcairn wziął ją za rękę. - Zatańczy pani ze mną. Jego zdecydowanie i siła uścisku wykluczały dalszą dyskusję. W dodatku mimo obecności Virgila i perspektywy kolejnego skandalu marzyła o tym, żeby wirować po sali w ramionach Luciena Balfoura. - Żadnego sprzeciwu? - zapytał, obejmując ją w talii i przyciągając bliżej do siebie. - Żadnego, nie licząc zastrzeżenia, że między nami przez cały czas powinno być sześć cali odstępu. Nieoczekiwanie wybuchnął wesołym śmiechem. - Czy powiedziałam coś zabawnego, milordzie? - Obawiam się, że sześć cali to za mało, Alexandro. http://www.betondekoracyjny.info.pl - Nie. Schował kopertę i ruszył w stronę drzwi. - Ja wiem - powiedziała cicho. Zamarł z dłonią na klamce, usłyszał jej śmiech. -Tak, Victorze Santos. Wiem wszystko. Spojrzał na nią przez ramię, nie do końca pewny, czy się nie przesłyszał. - Słucham? - Wiem o nieposłuszeństwie mojej córki. I nie jestem zachwycona. Santos odczuł niedowierzanie, potem zaskoczenie, wreszcie ulgę. Wszystkie te uczucia owładnęły nim w jednej chwili. Powoli odwrócił się do Hope. - Nie próbuj udawać głupiego ani zaprzeczać. Mam dowody. - Nie zamierzam zaprzeczać - odparł. - Cieszę się, że pani wie. - Doprawdy? - Uniosła lekko brwi. - Chcesz się ze mną zmierzyć? - Być może.

Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie wydawało się dobre. Jeśli jest ciężko ranny, przenosząc go do samochodu, może mu tylko zaszkodzić. Była niemłoda i nie należała do silnych, nawet gdyby chciała zabrać chłopca, najprawdopodobniej nie dałaby sobie rady. Pozostawało zatem jechać po pomoc. Przypomniała sobie kierowcę minivana. Kiedy zaczęła wołać, żeby jej pomógł, wskoczył do wozu i odjechał pełnym gazem. Nie wiedziała, co zaszło między tymi dwoma, zanim się pojawiła, ale chłopiec, który wpadł jej prosto pod kok, najwyraźniej próbował uciekać. Musiał być ciężko wystraszony, skoro biegł na oślep. Kolejna myśl wywołała niemiły dreszcz. A jeśli kierowca vana przyczaił się gdzieś w pobliżu, licząc, że zostawi rannego na pastwę losu? Niedoczekanie, powiedziała sobie i zaczęła rozcierać ramiona. Dopiero teraz poczuła ziąb. Chłopiec znowu jęknął, poruszył powiekami. Otworzył oczy i spojrzał na nią nieprzytomnie. Sprawdź - Kłamała przez całe życie. - Zacisnął mocniej palce na kierownicy. - A moja Lily jest matką z tej opowieści. - Spojrzał na Glorię. - Lily to twoja babcia. - Ale... - Gloria uniosła dłoń do skroni. - Ale... tyle lat? Tyle lat milczała? Wiedziała przecież, jak się ze mną skontaktować. Dlaczego nigdy nie próbowała? Dlaczego nie chciała mnie poznać? - Bo wstydziła się tego, kim jest. A właściwie kim była przez większość swojego życia. Bała się, że nie będziesz chciała jej znać, podobnie jak rodzona córka. Uwierzyła, że zrujnuje ci życie, jeśli się do ciebie zbliży. Ona cię teraz potrzebuje, Glorio. Tęskni za tobą. Jest umierająca. - Umierająca? - wyszeptała Gloria. - Tak. Twoja matka poinformowała mnie właśnie, że nie chce jej widzieć. Nic jej nie obchodzi, że to ostatnie życzenie Lily. Gloria jeszcze nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała, ale widział, że zaczyna się wahać, powątpiewać. - Dlaczego miałabym ci wierzyć? - zapytała. - Twoja opowieść brzmi zupełnie nieprawdopodobnie. - Dowiodę ci, że jest prawdziwa. - Ile czasu ci to zabierze? - Dużo. Już otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie dał jej dokończyć.