choć ojciec bardzo się o to starał. Mój brat zawsze widział wszystko w jasnych barwach.

- Willow jest na górze - pani Caird poinformowała dzieci, gdy tylko zasiadły przy stole nad talerzem pełnym czekoladowych ciasteczek. - Powiedziałam jej, żeby się na chwilę położyła. Nie wyglądała najlepiej. Pewnie nie jest przyzwyczajona do późnego chodzenia spać. - Nalała Scottowi gorącej kawy. - Zmęczyła się biedaczka. Scott cieszył się, że Willow nie ma w pobliżu. Bał się ponownego spotkania z nią. Sporo się nad tym zastanawiał i wciąż nie wiedział, jak należało w tej sytuacji postąpić. Czy kochając ją tak bardzo, mógł dalej mieszkać z nią pod jednym dachem? To niemożliwe! Gdyby tylko wiedział, co to za tajemnica, której nie chciała mu wyjawić... - Pani Caird - zwrócił się do gospodyni. - Pójdę na chwilę do gabinetu, a później pojadę do przychodni. Mam pewne zaległości, jeżeli chodzi o papierkową robotę. Czy mogłaby pani przypilnować dzieci, dopóki Willow nie zejdzie na dół? - Oczywiście. R S - Dziękuję, będę pani bardzo wdzięczny. Bądźcie grzeczni - pożegnał się z dziećmi. http://www.budujemy.info.pl/media/ zebrała się na odwagę. - Po prostu nie mogę. Z przyczyn osobistych. - Chodzi o mnie? Nie kochasz mnie? Myliłem się... Amy mówiła nieprawdę... Wcale nie powiedziałaś mamie, że się we mnie zakochujesz? R S - Powiedziałam. - W jej głosie słychać było smutek. - Powiedziałam mamie, że się w tobie zakochuję - powtórzyła. - To dlaczego nie chcesz wyjść za mnie za mąż? Wciąż uważasz, że jestem zarozumiałym szowinistą i... - Nie! Jesteś wspaniały! - Ale nie chcesz wyjść za mnie za mąż? Ze smutkiem pokręciła głową.

Santos zmarszczył brwi. - Ile dokładnie wynosiła ta suma? - Mogę to sprawdzić. - Gloria zmarszczyła brwi, starając się przypomnieć sobie szczegóły. - Na pewno kilkaset tysięcy dolarów. Czterysta... Nie, raczej pięćset. Pięćset tysięcy dolarów. Suma, która pozwala całkiem wygodnie żyć z samych odsetek. - Kiedy to było? - zapytał. - Pamiętasz? - Dziesięć, prawie jedenaście lat temu. Tego roku, kiedy... - Zarumieniła się i odwróciła głowę. - Tego roku, kiedy zginął ojciec. Sprawdź - Droga Clemency, czy zdajesz sobie sprawę, że pod jednym względem wpadłaś z deszczu pod rynnę? - Jak to? - zaniepokoiła się dziewczyna, rozglądając się wokoło ze strachem, jakby jej kuzynka chowała w szafie kolejnego wyuzdanego arystokratę. - Nazwisko rodowe Storringtonów brzmi Candover, a my znajdujemy się właściwie w Abbots Candover, niespełna pięć kilometrów od ich rodzinnej posiadłości! - Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym, ale wątpię, aby mnie tu szukali. - Ufam, że się nie mylisz. Mieszkam tu zaledwie od kilku miesięcy i jak dotąd mało kto wie, kim jestem. Naturalne, że będąc w żałobie chodziłam tylko do kościoła. Uzgodniły między sobą, że w razie potrzeby Clemency poda się za ubogą kuzynkę, która przyjechała do ciotki dla podtrzymania jej na duchu. Nie doceniły jednak wścibstwa okolicznych wieśniaków, skrzętnej dociekliwości pana Jamesona ani determinacji pani Hastings-Whinborough. Mały domek w Abbots Candover nie leżał na takim odludziu, jak sądziły. Lysander, w milczeniu i z zaciśniętymi ustami pomagał lady Helenie wsiąść do powozu czekającego przed domem Hastingsów na Russell Square. W salonie została rozhisteryzowana pani Hastings-Whinborough wraz ze służącą Adelą i ochmistrzynią, które zajęły Się nią, podając na przemian to sole trzeźwiące, to kieliszek z brandy. - Czułam, że któregoś dnia narazi mnie na taki wstyd - zawodziła. - Aby wystawić matkę na takie poniżenie! Co za hańba! Adela spojrzała znacząco na ochmistrzynię. Obie miały wyrobione zdanie na ten temat, Sally bowiem jak zwykle nie mogła się powstrzymać i rozpowiedziała plotki. Kan¬dydat na męża dla panny Clemency może i jest lordem, ale też obrzydliwym rozpustnikiem. Wszyscy doskonale wie¬dzą, co się dzieje w domach uciechy w Covent Garden, do których jego lordowska mość nader często zaglądał i nie było służącego, który by z całego serca nie współczuł Clemency. - Ten markiz, proszę pani... - zaczęła gospodyni ostrożnie. - Krążą na jego temat okropne pogłoski. To znany libertyn i jawnogrzesznik...