warto go drażnić.

Cztery lata temu Davidowi i jego nowej żonie urodziło się dziecko. Milla była zdruzgotana wiadomością o tej ciąży i zaczęła zadręczać się myślami: czy będzie to chłopiec? Czy będą mieć syna? Wiedziała doskonale, że to obrzydliwe z jej strony, ale nie mogła znieść myśli, że David doczeka się nowego syna. Ku jej nieopisanej uldze urodziła się córka. A Milla wróciła do poszukiwań własnego dziecka. Trzy lata temu, podczas świąt Bożego Narodzenia, które spędzała u rodziców w Ohio, jej brat Ross szorstko pouczył ją, że czas już dać sobie spokój. Że jedno zdarzenie sprzed lat nie powinno rujnować jej całego życia, a przy okazji zatruwać każdego rodzinnego spotkania. Ku przerażeniu Milli jej siostra Julia nawet nie próbowała jej bronić; milczała, uciekając wzrokiem. Od tego czasu Milla pojawiała się u rodziców tylko wtedy, kiedy nie było tam rodzeństwa. Czuła się trochę samotna, ale nie była w stanie wybaczyć Rossowi jego bezduszności. Dwa lata temu po raz pierwszy usłyszała nazwisko „Diaz". Po ośmiu latach błądzenia po omacku wreszcie pojawiał się jakiś konkret, który mógł doprowadzić ją do Justina. Rok temu Davidowi i jego żonie urodziło się drugie dziecko. http://www.cars-blogi.com.pl wypiszą jeszcze czek dla Poszukiwaczy po imprezie. Winna im była przynajmniej porządne przemówienie. * ** O dwudziestej drugiej trzydzieści było już po przemówieniu, po podziękowaniach i po uściskach dłoni. Milla z trudem wspięła się do samochodu. Kiedy zamykała drzwi, usłyszała swoje imię: True, pomachawszy jej, właśnie podchodził do auta. - Zjemy jutro razem kolację? - zapytał bez zbędnych wstępów an43 80 i flirtowania. Nawet jej to odpowiadało, była zbyt zmęczona, by

81 - Nie, to prawda. Nic na tym świecie nie jest dla mnie ważniejsze niż odnalezienie syna. I nigdy nie zrobię nic, co mogłoby zagrozić poszukiwaniom. Kropka. - Minęło dziesięć lat. - Nieważne. Może będzie jeszcze dwadzieścia - była już bardzo Sprawdź kieszeni i wydobył stamtąd kluczyki. - Dzięki Bogu - odetchnęła Milla. Następnym wyzwaniem było wejście do kabiny auta. Diaz próbował ją unieść, ale nie dał radyWreszcie udało mu się podsadzić kobietę na tyle, by zdołała, chichocząc, wczołgać się do środka, na podłogę kabiny - a stamtąd na siedzenie. Sytuacja nie była wprawdzie zabawna, ale wybór był już tylko pomiędzy śmiechem i płaczem. Diaz musiał chwycić się kierownicy, by wciągnąć się do kabiny; trząsł się tak bardzo, że musiał próbować trzy razy, zanim wreszcie trafił kluczykiem w stacyjkę. W kabinie było jednak cieplej niż na zewnątrz, a po kilku minutach pracy klimatyzacji z nawiewu zaczęło lecieć ciepłe powietrze. Diaz sięgnął za siedzenie i wyciągnął dwie grube bluzy, nowe, jeszcze z metkami; widocznie kupił je