ogół udawało jej sie znalezc jakis sposób, ¿eby dostac to, czego

- Tak, jemu, a tak¿e Montgomery'emu i Philowi Robertsonowi. Bardzo hojnie wspierał klinike i szpital. Jego jedyna szansa był spadek Marli. Kiedy jednak pani postanowiła zatrzymac dziecko, zrozumiał, ¿e grozi mu ruina. Nie mógł na 467 to pozwolic i kazał Monty'emu zabic „Marle”. Wiedział, ¿e mieli romans kilka lat temu i ¿e Marla go rzuciła. Nawet Monty sie na to nabrał. Nie miał pojecia, ¿e nie jest pani kobieta, która próbował zabic, a¿ do chwili, kiedy prawdziwa Marla weszła dzis rano do swojej sypialni. - Gdzie on teraz jest? - W szpitalu. Pod stra¿a Jego prawa reka nigdy ju¿ nie bedzie w pełni sprawna, ale to i tak bez znaczenia. Nie sadze, ¿eby kiedykolwiek wyszedł z wiezienia. Siostra z nim teraz siedzi. Jest w szoku, oczywiscie, ale modli sie za jego dusze. - Paterno usmiechnał sie krzywo. -Bedzie musiała odklepac wiele Zdrowas Mario i Ojcze Nasz, ¿eby wyprosic przebaczenie dla czarnej duszy swojego brata. - Chyba wyznawcy Koscioła Swietej Trójcy nie odmawiaja ró¿anca. http://www.catering-dietetyczny.net.pl zrobiła tego. Cissy natychmiast by ja przejrzała. Kłamstwo mogłoby tylko pogorszyc sytuacje. - Jeszcze nie. Cissy gwałtownie wypusciła powietrze. Jej wargi wykrzywił usmiech bolesnej ironii. - To pewnie ju¿ sobie nie przypomnisz. Nigdy - powiedziała. - Oczywiscie, ¿e sobie przypomne. Daj mi tylko troche czasu. - Marla dotkneła znowu policzka dziewczyny, ale Cissy drgneła i odsuneła sie szybko, jak oparzona. - Wiesz, ¿e wpadłas tu jak bomba jakis czas temu. Zachowywałas sie jak wariatka, jakbys zobaczyła ducha albo cos w tym rodzaju i przeraziłas mnie na smierc.

pozbyc sie poczucia winy, jakby naruszała czyjas prywatnosc. - Głupia, to przecie¿ twój ma¿. Nie macie przed soba tajemnic. Ale wiedziała, ¿e to nieprawda. Czuła, ¿e jest inaczej, ¿e maja przed soba wiele tajemnic, ¿e ¿yja wsród sekretów i kłamstw... Sprawdź pod pachami i uświadomiła sobie, że tylne koła wozu grzęzną w głębokich bruzdach. Kiedy otworzyła drzwi i wysiadła, jej buty również ugrzęzły w błocie. Świetnie, pomyślała z pełną goryczy ironią. Po prostu rewelacja. Przedarła się przez gąszcz krzewów mesquite do miejsca, w którym rozpędzona woda przelewała się po żwirze. Wyglądało na to, że sytuacja ciągle się pogarsza. Wróciła do wozu i uklękła obok tylnego koła. Pogrzebała pod nim i zobaczyła, że nie dość, że opona ugrzęzła w głębokiej koleinie, to jeszcze zapadła się, prawie do osi, cała tylna część porsche. Zrozumiała, że bez podnośnika nie uda jej się stąd wydostać. I co teraz? - zastanawiała się, patrząc przez strugi deszczu na odległy o kilkaset metrów dom na ranczu. Wiedziała, jak dostać się do środka, gdzie wisi komplet kluczy do pikapa chevy, należącego do jej ojca. Mogłaby znaleźć łańcuch w szopie z narzędziami i za pomocą latarki, sprytu, wysiłku i dużego fartu owinąć nim ośkę, przymocować drugi koniec do pikapa i, jeśli nie wydarzyłaby się kolejna katastrofa, wyciągnąć wóz z błota. Może jej się uda.