- Musimy o tym przekonać wydział wewnętrzny - wtrąciła Gloria.

uciekać. Scott przesunął się bliżej i wziął ją w ramiona. - Jakie drugie skrzypce? - Drżała. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale przytulał ją coraz mocniej. - Nie kocham Camryn, a ona nie kocha mnie. Ale powiedziała mi coś, w co sam długo nie chciałem uwierzyć. I to sprowadza nas do trzeciej kwestii. Wyrzucam cię z pracy, nie pracujesz już dłużej w Summerhill jako niania! - Zesztywniała, ale on mówił czule dalej: - Ponieważ to ty jesteś kobietą, którą kocham i-to z tobą chcę spędzić życie. Nie z nianią, lecz z żoną. Spojrzała na niego pytająco, nie wierząc w jego słowa. - Nic nie rozumiem. Dlaczego oświadczyłeś się Camryn, skoro... - Skoro jej nie kocham? - dokończył. - Na tym polegał mój genialny plan. Znam Camryn od dawna, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, lubimy te same rzeczy. Ona uwielbia dzieci, a one wprost ją ubóstwiają... - To dlaczego odmówiła? - Powiedziała, że początkowo rozumowała podobnie jak R S ja. Myślała, że stanowimy cudowną, partnerską parę. Ale zmieniła http://www.ciosmy.pl - Czy zamierzasz zapytać Jamiego, o czym rozmawiali? - Tak, za chwilę. Jamie siedział w łóżku oparty o poduszki, trzymając na kolanach otwartą książeczkę. Miał gładko uczesane włosy i zaróżowione po gorącej kąpieli policzki. Tak jak zawsze na jego widok, serce Willow przepełniła miłość. R S - Cześć, kochanie. - Usiadła na brzegu łóżka i przytuliła synka. Pachniał tak słodko. - Babcia doczytała wczoraj do przedostatniej strony - poinformował ją chłopiec, ziewając. - Czy możemy dzisiaj skończyć to opowiadanie? - Oczywiście - zgodziła się.

się Eriką, a on dłuŜej sobie pośpi. Ale właściwie nie chciał dłuŜej spać. Chciał szybko wstać i widzieć Erikę i Alli, zjeść z nimi śniadanie, pobyć z nimi. Wolałby się do tego nie przyznawać, ale cieszył się, Ŝe one są. Obecność Alli to jak powiew świeŜego powietrza. W przeciwieństwie do innych kobiet, z którymi się swego czasu umawiał, ona nie starała się wywrzeć na nim wraŜenia. Wywierała wraŜenie - bo istniała. Sprawdź Mimo to nie przestawał myśleć o dopisku Thorhilla, nie mógł wybić sobie z głowy, że istnieje tu jakiś związek, którego nie potrafi pojąć. Tuż przed drugą Clemency zeszła do kuchni, by spraw¬dzić, czy pani Marlow nie potrzebuje czegoś ze wsi. Posiadłość była mniej więcej samowystarczalna, ale takie produkty jak cukier czy świece należało kupować w sklepie. - Dziękuję, panno Stoneham, ale złożyłam już zamówienie w poniedziałek - odparła gospodyni. - W porządku. - Clemency odwracając się, dostrzegła spory kosz stojący na podłodze. - To dla pani, panno Stoneham - wyjaśniła pani Marlow, widząc zaskoczenie na jej twarzy. - Jestem pewna, że lady Helena nie miała na myśli aż takiej ilości - broniła się dziewczyna. - Chyba chodziło o coś mniejszego. - To z polecenia milorda, panienko. Pan zszedł tu osobiście. Clemency popatrzyła na koszyk z konsternacją. Nie chciała się tłumaczyć przed lady Heleną, a już z pewnością nie wobec panny Baverstock. Do kuchni wszedł woźnica, uchylił przed Clemency kapelusza i wziął kosz. - Wstawię go do powozu, panienko - powiedział, mruga¬jąc do pani Marlow. - Nie będzie pani przeszkadzał. - Dziękuję - wyjąkała dziewczyna. - Życzę miłego popołudnia, panno Stoneham - odezwała się gospodyni. - Z pewnością zasłużyła sobie pani na to.