choć tak naprawdę nic nie miała do jego ochroniarzy.

Matthew pocałował ją lekko w usta. - I nie przeginaj, dobrze? Wczoraj tak bardzo bolała cię głowa... A może masz to samo, co Flic? - Więc jednak uwierzyłeś, że naprawdę jest chora - podchwyciła od razu. - Nie powiedziałem, że nie wierzę. - Zresztą to był tylko zwykły ból głowy, więc nie masz się czym przejmować. - Cofnęła się za próg. - Jedź wreszcie, bo się spóźnisz. - Zadzwonię do ciebie z biura - zawołał jeszcze. Ale drzwi się już zatrzasnęły. Dzwonił nawet trzy razy, świadom, że robi to tylko z obowiązku, i wciąż nie mogąc pozbyć się brzydkiego podejrzenia. Bardzo chciałby naprawdę się przejąć stanem najstarszej pasierbicy - tak jak na ogół ludzie przejmują się chorobą kogoś bliskiego, ale po prostu nie mógł, chociaż oczywiście nie życzył jej niczego złego. - Bez zmian - powtarzała Karolina za każdym razem. - Więc może powinienem zrezygnować? - zaproponował za drugim razem. - Już o tym rozmawialiśmy- odparła z irytacją, a on nie ponowił propozycji. http://www.cyklinowanie.edu.pl/media/ Krzyk. Wstrętne sny... nasycone seksem, przemocą. Flic leżała w łóżku, nie śpiąc. Słyszała w holu ciche kroki siostry, a potem odgłos zamykanych drzwi jej pokoju, i już miała wstać, żeby do niej pójść, kiedy zgrzytnął przekręcany w zamku klucz. Teraz będzie musiała poczekać. Rozległy się dźwięki - najpierw ciche, rytmiczne, uparte, w końcu coraz szybsze. Flic wiedziała, co robi Imogen, słyszała te odgłosy wiele razy i zawsze ich nienawidziła, jednak tej nocy po prostu nie mogła ich znieść. Zacisnęła z całej siły ręce na uszach i trzymała je tak, póki w końcu nie zmorzył jej sen. Dochodziła czwarta rano, kiedy Imogen ją obudziła.

przełknąć ślinę, zanim dodała: - Gdzieś do St Pankras, policjant powie ci dokładnie. Odrętwienie wciąż trzymało go w miejscu - zupełnie jak po środku znieczulającym. W końcu zadał i to drugie pytanie: - Co się stało? - Po chwili milczenia dodał: - Izabela mówiła, że Karo wypadła... Sprawdź obróciłoby się to przeciwko niej. Bardzo by cierpiała. Nie chcę, by do tego doszło. Dlatego póki nie wyjedziesz, jesteś skazany na moje towarzystwo. - Kto wie, może to wcale nie jest takie złe? - wymamrotał Tanner, sam zaskoczony tymi słowami. Bo towarzystwo Shey wcale nie było dla niego niemiłe. Co więcej, z każdą chwilą odpowiadało mu coraz bardziej. Shey roześmiała się w głos, wytrącając go z marzycielskiego nastroju. - Nie jest złe? Raczej fatalne! Jeszcze trochę, a nie będziesz mógł na mnie patrzeć! - Zobaczymy - powiedział przekornie.