Popatrzył na brzeg. Chłopcy już wyszli.

gipsowy pył. Dziura była pusta. Nie znalazła w niej kuli. Zeszła z krzesła i na czworakach zaczęła przeszukiwać podłogę. Zajrzała pod pianino, podniosła brzegi dywanika. W końcu usiadła i zaczęła się zastanawiać. A więc jednak. Jakiś łajdak strzelił jej w okno, zakradł się do domu, zabrał kulę i znów zniknął, przez nikogo niedostrzeżony. Kiedy? Jak? Dlaczego? I jak to możliwe, by nikt niczego nie zauważył ani nie usłyszał? Wczoraj wieczorem była z dziećmi w Manchesterze. To mogło się zdarzyć wtedy. Dom był pusty. Okno jadalni wychodziło na wschód. Dalej był garaż, stodoła, strumień. Może jakiś myśliwy, który polował w lesie nad strumieniem, przypadkiem trafił w jej okno, wpadł w panikę, zakradł się do domu i zabrał kulę? Ale dobrze wiedziała, że to nie był przypadek. Zastanawiała się, co robić dalej. Wiedziała, że jeśli zadzwoni po policję, to tej nocy nie pójdzie już spać, a poza tym będzie musiała opowiedzieć wszystko dzieciom. A to byłby dopiero początek. http://www.datman.pl/media/ idę na strych i szperam w pudłach. Spójrz. To kawałki materiału na patchwork. Heksagony. Ktoś musiał się natrudzić, by powycinać te sześciokąty. Czy to należało do twojej babci? Sebastian wziął do ręki skrawek materiału i rozpoznał wzór starej koszuli dziadka. Pamiętał, jak Daisy po śmierci męża pocięła wszystkie jego koszule, ale nigdy nie zdobyła się na to, by je pozszywać. – Tak, to robota Daisy – potwierdził. – Chyba będę musiała poprosić mamę o pomoc. Jeszcze nigdy nie szyłam patchworku. Nie masz nic przeciwko temu? – A niby dlaczego miałbym mieć? Twoja matka kupiła ten dom ze wszystkim, co znajdowało się w środku.

Patrząc na jej usta, uświadomił sobie, że pragnie znowu ich posmakować. Trudno było się jej oprzeć. Nachylił się ku niej bezwiednie. - Niech się pan nie waży - syknęła. Błyskawicznym ruchem zabrał narzeczonej parasolkę. - Dlaczego? Sprawdź – Ale nie zrobiłaś tego. Wszystko w porządku, Lucy – powiedział spokojnie. – Trzymam panią Allen na muszce. Nigdzie stąd nie pójdzie. Lucy odłożyła rewolwer i opadła na kolana. – Madison – powiedziała powoli i wyraźnie. – Sytuacja wygląda tak: nie mogę zejść do ciebie, bo nie mam sprzętu. Nie byłabym ci w stanie pomóc. I nie mam tyle siły, żeby cię wyciągnąć na górę. Plato też tu przyszedł, ale jest ranny. Możesz zaczekać na Roba albo postarać się podejść trochę wyżej. Wtedy chyba mogłabym ci pomóc. – Nie mogę. Ręka mnie boli. – Masz jeszcze drugą. Spróbuj podciągnąć się na drugiej ręce. Znajdź jakieś oparcie dla stóp.