kopnął Martę. Dlatego też ruda od jakichś piętnastu minut słuchała wywodu

Jej serce rwało się do niego. Która kobieta oparłaby się mężczyźnie, który łączył w sobie dumę i wrażliwość? Jakby broniąc się przed własnymi emocjami, cofnęła się. - Tu, w Europie, ludzie rozumieją, że życie kilku pokoleń to ledwie mgnienie, krótka chwila w otchłani czasu. Mamy za sobą całe wieki historii i dlatego łatwiej nam pojąć, że powinniśmy zostawić coś dla tych, którzy przyjdą po nas - mówiła zamyślona. Edward spojrzał na jej skupioną twarz. - Więc jednak mamy coś wspólnego - zauważył. - Ameryka kipi energią, jej zapał jest ekscytujący, wręcz zaraźliwy. Jednak dopiero tu człowiek rozumie, ile czasu i wysiłku potrzeba, żeby najpierw coś zbudować, a potem ocalić przed zagładą. Zmieniają się ustroje, padają rządy, a historia trwa. Musiała uciec przed jego wzrokiem, musiała czym prędzej się od niego odwrócić. Na pewno sobie nie pomoże, jeśli zacznie widzieć w nim wrażliwego, troskliwego człowieka, a nie obiekt, który musi szybko rozpracować. - Czy jest tu więcej obrazów pańskiej babki? - Niestety, bardzo niewiele. Jeden wisi w pokoju muzycznym, reszta w muzeum. Chodźmy, pokażę ci go. Prowadząc ją długim korytarzem, myślał o tym, jak dobrze i swobodnie czuł się w jej towarzystwie. I jak chętnie rozmawiał z nią o sprawach, które uważał za osobiste i ważne. Pokój muzyczny znajdował się w drugim skrzydle. Urządzono go w taki sposób, by stanowił wdzięczne tło dla lśniącego, białego fortepianu, który zajmował centralne miejsce sali. W rogu stała pięknie zdobiona harfa, a w przeszklonych gablotach leżały zabytkowe instrumenty, między innymi antyczna lira. Niewielki kominek z białego marmuru dodawał wnętrzu przytulności, a świeże kwiaty w wazonach z chińskiej porcelany wypełniały je przyjemnym zapachem. Obraz, który przedstawiał scenę balu, został namalowany żywymi barwami i śmiałymi pociągnięciami pędzla. Widoczne na nim kobiety, niezwykle wdzięczne w swych wieczorowych sukniach, wirowały w objęciach eleganckich mężczyzn. Lustra odbijały sylwetki tancerzy i refleksy ciepłego światła świec z olbrzymiego żyrandola wiszącego nad ich głowami. Bella patrzyła na obraz w zachwycie. Chwilami zdawało jej się, że naprawdę słyszy dźwięki porywającego walca. - Pańska babka rzeczywiście miała ogromny talent. Czy ta sala balowa znajduje się w pałacu? - Tak. I wciąż wygląda tak samo. Za miesiąc odbędzie się w niej bożonarodzeniowy bal. Tylko miesiąc. A ona ma tak wiele do zrobienia. - Jaki to piękny pokój! - Westchnęła, rozglądając się dokoła. - W naszej wiejskiej posiadłości mamy mały salonik muzyczny. Oczywiście nie tak okazały jak ten, ale i w nim można się odprężyć. - Podeszła to fortepianu, nie tyle by mu się przyjrzeć, lecz by oddalić się od Edwarda. - Wasza Wysokość gra na fortepianie? - Bello, przecież jesteśmy zupełnie sami. Czy musisz być aż tak oficjalna? - Uważam, że należy używać tytułów - odparła z naciskiem. Bardzo nie chciała, żeby zatarła się między nimi naturalna granica wynikająca z miejsca w społecznej hierarchii. - A ja uważam, że tytułomania jest głupia i niepotrzebna. Zwłaszcza wśród przyjaciół. - Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach. - A my jesteśmy przyjaciółmi, prawda? http://www.dentysta-sadysta.net.pl - Boisz się? - spytał półgłosem, tuż przy jej twarzy. - Nie... - Kłamiesz - szepnął. - Ale wszystko będzie dobrze. Nie pożałujesz tego. - Wiem. Dotknął jej piersi, zsuwając jedwabny szlafrok z lewego ramienia. Zarumieniła się, choć i tak szlafrok nie zasłaniał już zbyt wiele. Rozchylony zwisał luźno z jej przedramion, układając się w fałdy niczym elegancki indyjski szal. - Jesteś taka kobieca - szepnął, schrypniętym głosem. Uniósł jej dłoń i ucałował, wstępując powoli razem z nią po mahoniowych schodkach. Becky zawahała się na najwyższym ze stopni i spojrzała na niego niepewnie. Żaden mężczyzna tak na nią dotąd nie patrzył. Przygryzła wargę, gdy położył ją na materacu. Wsparła się na łokciach. Spojrzała w górę i ujrzała malowane niebo, pokryte małymi, białymi obłoczkami. Zerknęła w dół i zobaczyła Aleca, który ukląkł w nogach łóżka. Ten widok zapierał dech w piersiach.

- Przepraszam, ja tylko chciałam się z panem zgodzić. Zatrzymał się pośrodku pustego holu, bez uprzedzenia uniósł jej podbródek i nie zważając na to, że próbowała się uchylić, zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. - Isabello, dlaczego, gdy na ciebie patrzę, mam wrażenie, że widzę tylko część prawdy? - Nie rozumiem, o czym pan mówi - skłamała gładko, najmniejszym nawet gestem nie zdradzając ogromnego napięcia. - Tak mi to przyszło do głowy - rzekł z namysłem, pieszczotliwie gładząc palcem miękką, delikatną skórę jej podbródka. - Myślę o tobie więcej i częściej niż powinienem. Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje? Tęczówki jego brązowych oczu rozjaśniały miodowe cętki, dzięki którym ich barwa stawała się cieplejsza. Belli przyszło do głowy, że Edward ma usta poety i dłonie farmera. Wolała nie zastanawiać się nad tym interesującym połączeniem, bo i bez tego jej chłodne dotąd serce tłukło się w piersiach jak oszalałe. Sprawdź Patrzyła mu prosto w oczy, trzeźwo i uważnie. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, poza tym jednak nie zdradzała swych emocji. Był zaskoczony tym, jak silne zdawały się jej ramiona. Miała na sobie prostą brązową sukienkę, była nie umalowana, uczesana w schludny kok. Tymczasem on wyobrażał ją sobie roześmianą, z rozpuszczonymi włosami i odkrytymi ramionami. I chciał, żeby śmiała się tylko do niego. - Co za diabeł w tobie siedzi? - szepnął. - Słucham... - Czekaj! Zniecierpliwiony, zły w równym stopniu na siebie, co na nią, przysunął się jeszcze bliżej. Natychmiast zesztywniała, więc podniósł do góry obie ręce, pokazując, że nie chce zrobić jej nic złego. - Stój spokojnie, dobrze? - poprosił, a potem pochylił się i dotknął ustami jej ust. Nie reaguj! Nie daj po sobie poznać, że cokolwiek czujesz! - powtarzała w myślach jak zaklęcie. On zaś nie naciskał, do niczego jej nie zmuszał i niczego się nie domagał, tylko spokojnie poznawał jej smak. Był tak blisko, że z rozkoszą chłonęła ciepło jego ciała i świeży zapach wody kolońskiej, której dominująca nuta kojarzyła jej się z rześkim morskim powietrzem. Nie była przygotowana na tak intensywne doznania. Mocno zacisnęła pięści i walczyła ze sobą, by nie pokazać, co się z nią dzieje. Edward cały czas miał otwarte oczy. Bacznie obserwował jej reakcję, choć sam nie wiedział, czego oczekiwał. Wiedział natomiast, co znalazł. Łagodność, spokój, słodycz pozbawioną zmysłowości i pasji, które wyraźnie widział w jej oczach. Ku własnemu zaskoczeniu wcale nie miał ochoty jej dotykać. I nie zależało mu na tym, by pocałunek stał się bardziej namiętny. Jeszcze nie tym razem. Być może przeczuwał, że ten pierwszy raz nie był ostatnim. Całując ją, czuł spokój i przyjemne odprężenie. Nie tego szukał dotąd w kobiecie. W pewnej chwili po prostu się od niej odsunął. Przyjęła to z absolutnym spokojem. - Nie chciałem cię wystraszyć - szepnął. - To był test. - Nie przestraszyłam się. Tak mówiła kobieta, na którą patrzył. Jednak ta, która była w środku, drżała z przerażenia. To nie były słowa, jakie pragnął usłyszeć. - Skoro cię nie przestraszyłem, to co poczułaś? - Obawiam się, że nie rozumiem pytania.