mężczyzna! W dodatku jej samoocena również uległa zachwianiu.

R S - Willow, pierwszy dzień w nowej pracy nigdy nie należy do przyjemnych - stwierdziła matka, gdy córka skończyła się żalić. - Wiem, mamo, ale żaden inny pierwszy dzień nie był nawet w jednej dziesiątej tak okropny jak dzisiejszy. Te dzieci to prawdziwe potwory, przysięgam ci! - Opowiedz mi o nich. Willow otuliła się kołdrą. - Najstarsza ma na imię Lizzie. Bardzo urodziwa blondyneczka. Jej młodsza siostra, Amy, ma najcudowniejsze rude, kręcone włosy i wielkie, niebieskie oczy. A Mikey jest tak uroczy, że mógłby reklamować pieluszki w telewizji. - Brzmi nie najgorzej. - Pozory często bywają mylące, mamo. Lizzie jest równie agresywna jak piękna, jej siostra sprzeciwia się wszystkiemu, co powiem, a najmłodszy Mikey krzyczy tylko „nie". - Ach - mruknęła,Gemma kojąco. - Widzę, że nie będzie ci łatwo, ale powiedz mi jedno - spytała, nim Willow zdołała poinformować, że jutro zamierza rzucić tę pracę. - Gdy patrzysz http://www.dietaizdrowie.net.pl/media/ przed napastnikiem. Nigdy chyba sobie nie wybaczy, Ŝe nie był przy Ŝonie, gdy pewnego wieczoru napadli na nią bandyci i zadali jej śmiertelny cios noŜem. Jako członka komisji specjalnej wysłano go właśnie wtedy na Środkowy Wschód. Wiedział, Ŝe Patrice juŜ nie odzyska, ale moŜe to, co robi obecnie, pomoŜe innym kobietom, które znajdą się w podobnej jak jego Ŝona sytuacji. Znów powędrował myślami do Alli. W ciągu tych dwóch lat, kiedy pracowali razem, starał się jej nie zauwaŜać, nie wzbudzać w sobie zainteresowania jej osobą. Uznał nawet, Ŝe doszedł do perfekcji, demonstrując wobec niej absolutną, graniczącą z nonszalancją obojętność. Bywało, Ŝe wychodził z gabinetu i obserwował ją z drugiego pokoju, jak układa teczki na najwyŜszej półce. Podziwiał jej kształtne nogi, smukłą kibić, piersi, uda... i nie mogło juŜ być mowy o Ŝadnej nonszalancji. A teraz oto zgodziła się u niego zamieszkać.

Nie zwlekając dłużej, pożegnała się z Arabellą, wsiadła do zabytkowego powozu, który nie wyjeżdżał ze stajni w Candover Court od pięćdziesięciu lat, i ruszyła do londyńskiej posiadłości Lysandra. Po długiej i męczącej podróży, doznawszy kolejnych upokorzeń, kiedy pobierający opłaty na rogatkach i przewoź¬nicy poczty otwarcie wyśmiewali jej wiekowy powóz, dotarła w końcu na Berkeley Square. Tego wieczora było już za późno na spotkanie z bratankiem i łady Helena z ulgą udała się na spoczynek. - Timson, chyba się starzeję - powiedziała w drzwiach do lokaja. - Przejechałam niespełna pięćdziesiąt mil, a czuję, jakby moje kości się rozsypywały. Zobaczę się z markizem jutro rano. Cieszę się z twojego przyjazdu, ciociu Heleno - oznajmił Lysander z uśmiechem, acz niezupełnie szczerym, następnego dnia przy śniadaniu. - Nie bardzo wiem, w jaki sposób mam cię tu zabawiać. Jestem ogromnie zajęty załatwianiem tych strasznych rachunków. Sprawdź Lizzie kiwnęła twierdząco głową, wciąż tuląc się do piersi Willow. - Ale już mniej - wyszeptała. - Odkąd ty przyjechałaś do Summerhill. Przepraszam, Willow, przepraszam, że byłam taka niedobra. Zachowywałam się tak dlatego, że bardzo się starałam, by cię nie polubić. - Nic się nie stało, kochanie. Myślę, że chciałaś zobaczyć, czy zachowam się tak jak poprzednie nianie. Czy stchórzę i odejdę, czy też możesz mi zaufać, że zostanę. Lizzie uniosła głowę i Willow zobaczyła, że dziewczynka powoli zasypia uśmiechnięta. - Zostaniesz, Willow - ziewnęła. - Wiem, że zostaniesz. Zostaniesz na zawsze.