wierzyć czy nie, jest naprawdę silna.

przykład, można powiedzieć: „Maggie Dean to wystrzałowa laska". Maggie przestała się dąsać, popatrzyła na Asha uważnie. - Uważasz, że jestem wystrzałowa? - Nie. To tylko przykład odpowiedniego zastosowania przymiotnika. - No wiesz, jak ci zaraz... Ash zdążył się uchylić, zanim pierwszy cios wylądował na jego głowie. - Żartowałem. Zmierzyła go sceptycznym spojrzeniem. - Słowo honoru? - Dwa słowa honoru. - Ash postawił ją powoli na ziemi, ale nie wypuszczał z objęć. - Wybaczysz mi? - Nie wiem - burknęła, bo też wcale nie była pewna, czy może mu wybaczyć. - Gdzie dzieciak? - Śpi. Ash przytulił Maggie. - Bardzo dobrze. Będę miał dość czasu, żeby cię przekonać http://www.dobra-ortopedia.com.pl mi nie jest, synku. Jack nawet na nią nie spojrzał. - Jak mogłeś? - spytał już znacznie ciszej. - Jak mogłeś zrobić coś takiego? Christopher wyciągnął do niego drżącą rękę. - Daj spokój, synu. Nic nie rozumiesz, jesteś na to za młody... Jack najechał wózkiem na nogi ojca Ryk, jaki wyrwał mu się przy tym z piersi, był wyrazem najczystszego żalu i rozpaczy. Christopher zawył z bólu i rzucił się w lewo, próbując uciec. Jack cofnął wózek o kilka kroków, a potem z takim samym rykiem natarł ponownie, tym razem trafiając

- Pamiętasz naszą rozmowę, Rolar? - Czy mogę zapomnieć to co mi powiedzieliście, Władczynio? – z wielkim, ale mało przekonująco potwierdził Rolar. Lereena skrzywiła się, jakby zdanie miało aluzję, zrozumiałą tylko dla nich. - I mimo to bezczelnie jak gdyby nigdy nic pojawiłeś się w Arlissie z dwójką ludzkich dziewczyn, na dodatek w idiotycznych wąsach dla ku uciesze całej doliny! - Poprzednich nie widzieliście – zawarczałam obrażona. - Niestety, problemy doliny zawsze obchodziły mnie więcej niż reputacja,- wampir z bólem spuścił głowę. – Tylko Władczyni potrafi zająć się wszystkim jednocześnie, nie potrzebując żadnej rady i pomocy. Fioletowe oczy zapłonęły gniewem. Gdyby Lereena była mniej opanowana, a w zasięgu miałaby przedmiot cięższy od skałki, to wampir na pewno by dobrze nie skończył. Sprawdź Nie chciałam poruszać tego tematu. Koniec końców, przyjaciele - oni i tak i przyjaciele. Ja zaledwie wprowadziłam Orsanę na słaby teren legend, żeby na przyszłość udało się uniknąć podobnych błędów. Nareszcie przyjaciółka głęboko westchnęła, odrzuciła za plecy potargany warkocz, podniosła oczy i rozprostowała ramiona. - Zgadłaś - wypaliła, starając się możliwie jak najszybciej zrzucić z duszy męczący ciężar. -- rzeczywiście uciekłam z domu. Lecz tu o macoszych uszach nie ma mowy. Moja matka i ojciec są żywi i czule kochają się, ale są stanowczo przeciwni mojej służbie w Legionie. Ojciec, rodowy wojak, uczył mnie musztry od wczesnego dzieciństwa - jak teraz pojmuję, po prosto dla rozrywki. Braci u mnie nie było, a małe dziewczynki niczym nie odróżniają się od małych chłopców, oni z takim samym zachwytem bawią się z rodzicami w dorosłe gry. W naszych krajach przyjęto mieć wiele dzieci. Matka, która ledwie przeżyła pierwsze porody, czuła się winna i nie przeszkadzała naszym treningom. Kiedy tata nareszcie zrozumiał, że dziewczynom bardziej przystoi szyć, gotować, tworzyć ognisko domowe i rodzić dziecięta, było już późno. Mnie już nie interesowały wdzięki rodzinnego życia. Chciałam wędrować, bić się, dokonywać wielkich czynów i ratować przepięknych książąt od krwiożerczych smoków, a tu - nada wam, kto by mógł pomyśleć! - przypadkowo dowiedziałam się, że szybko po moją duszę zaczną zjeżdżać się narzeczeni, żebym ja możliwie najszybciej podarowała ojcu długo oczekiwanego potomka męskiej płci, który będzie rozsławiać nasz ród na polu przekleństw. Poczułam się jak… rasowa kobyła, która skazana jest na całe życie stać w boksie tylko dlatego, że jej źrebięta są cenione na wagę złota. - I uciekłaś - zakończyłam. - A co byś zrobiła na moim miejscu? - Na twoim miejscu ja bym nie robiła z tego tajemnicy dla przyjaciół z takiej błahej historii. No, uciekła i uciekła, tak bywa. Po statystyce, spod korony będzie zbiegać każda co dziesiąta narzeczona... A pewnego razu uciekli nawet rodzice i goście - kiedy po raz pierwszy zobaczyli narzeczonego. Zaręczyny przez portrety - to, powiem tobie, ryzykowna sprawa. Czym bogatszy klient, tym więcej pochlebia mu malarz. A ten narzeczony i na portrecie niepoważnie wyglądał... - Wolha - pomilczawszy, uroczysto ogłosiłaś Orsana - ty najlepszy przyjaciel, którego tylko można pragnąć. Twoje idiotyczne historyjki są sto razy lepsze, niż czyjeś fałszywe współczucie. Ja roztargnienie kiwnęłam, przeczesując oczami lasu, który pochłonął Rolara. Wiatr przygnębiony zawodził wśród chronicznie żółtych drzew. Do niego doszły odgłosy czegoś innego, na razie jeszcze dalekie, ale przenikliwie wyjąc. Sądząc po nich, tutejsze lasy obfitowały w wilki. - Wolha... - Orsana nieśmiało dotknęła mojego łokcia, przyciągając uwagę. -- A wcześniej widziałaś? No... go¬łego? - Luzem - niedbale opędziłam się. -- Na szós¬tym kursie my ich otwieraliśmy po pięć sztuk w tydzień! - Ot mówią - u mężczyzn myśli tylko o jednym, a wystarczy na minutkę wyjść - i co słyszę?! - Rolar powstał obok z nami tak nagle, że Orsana odskoczyła na bok, a ja nie utrzymałam się od zduszonego okrzyku. -- Gdzie moja odzież? Czy dalej chcecie lubować się moim silnym, giętkim, pięknie rzeźbionym ciałem? Wampir, uśmiechając się, wypiął pierś i naprężył zgięte ręce, demonstrując niezbyt dużą, lecz zupełnie plastyczną muskulaturę. Orsana udawała, że najbardziej przejmuję ją złamany paznokieć. - Jeszcze raz tak się podkradniesz - i z twojego pięknego ciała zostaną dwa zakurzone ślady i obłok popiołu w powietrzu - zawarczałam, naręczem włożywszy mu w ręce odzież. -- znalazłeś jakiekolwiek ślady? Or¬sana nie myliła się?