dlaczego Pilot stał się przyjacielem Małego Księcia. Sprawił to entuzjazm Pilota, który pozbawiony wszystkiego i

- Nie mogę mu pomóc, nawet nie wiem, gdzie on się podziewa. Poza tym jeśli naprawdę zechce wrócić, wie gdzie mnie znaleźć... - stwierdził Badacz Łańcuchów. Później Badacz Łańcuchów oprowadził jeszcze Małego Księcia po swojej planecie i wyjaśnił dokładnie, na czym polega jego praca. Mały Książę patrzył na to, co pokazywał mu Badacz Łańcuchów, lecz myślami był już gdzie indziej. Rozpamiętywał jedno zdanie Badacza Łańcuchów: "Najsłabsze ogniwo stanowi o wartości łańcucha" i zastanawiał się, na ile odnieść je można do ludzi. Przed pożegnaniem zadał Badaczowi Łańcuchów bardzo ważne pytanie: - Czy możesz mi przyrzec, że jeśli twój pracownik zjawiłby się u ciebie, to przywitałbyś go tak, jak mi opowiedziałeś? Badacz Łańcuchów spojrzał uważnie na Małego Księcia, po czym powoli i z przekonaniem odpowiedział: - Obiecuję ci to, mój mały przyjacielu. Mały Książę rozpogodził się i serdecznie pożegnał Badacza Łańcuchów Kiedy Mały Książę powrócił na swoją planetę, spostrzegł, że Róża z przejęciem go wyczekiwała. - Czy masz mi za złe, że nie wybrałam się z tobą? - spytała niepewnym głosem. - Nie. Zrozumiałem, dlaczego nie chciałaś wybrać się tam ze mną. Gdyby Badacz Łańcuchów zobaczył mnie z tobą, pewnie zrobiłoby mu się jeszcze smutniej i wtedy może nie opowiedziałby mi o Świetle Księżyca... - Mały Książę uśmiechnął się ciepło do Róży i leciutko pocałował ją na powitanie. "Ładnie nazwał swoją lilię..." - westchnęła sama do siebie Róża, starannie skrywając swoją cichą tęsknotę, lecz Mały Książę tym razem bez trudu dojrzał prawdziwe powody jej westchnienia. - Myślałam o tobie... - zaczął i zawiesił na chwilę głos, by przekonać się, czy Róża opanuje swoją ciekawość. http://www.dobra-protetyka.com.pl/media/ - Zgoda. - Widzisz, jak świetnie się dogadujemy? - ucieszył się. Kolacja przez jakiś czas przebiegała w milczeniu Wróćmy do kwestii listu - zaproponował w końcu Mark, dolewając wina. - Nie widzę potrzeby. Pewnie i tak mniej więcej potra¬fisz odgadnąć jego treść. - Mylisz się. Niewiele wiem o małżeństwie Jeana-Paula, rzadko się z nim widywałem, nasze rodziny pozostawały od jakiegoś czasu w konflikcie. - Skoro tak, to czemu władza nie przeszła na kogoś z tamtej rodziny, tylko na ciebie? - Bo z tamtej linii został już tylko Henry. Starszy brat Jeana-Paula, Franz, uwielbiał szybką jazdę i pięć lat temu zginął w wypadku samochodowym. Po nim władzę w kraju przejął Jean-Paul. Ja byłem dopiero trzeci w kolejce do tro¬nu, więc nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę rządzić Broitenburgiem. A tu taki pech! Zmarszczyła brwi. - Pech? - Tak. Naprawdę wolałbym tego uniknąć za wszelką ce¬nę. Nie mam jednak wyjścia, dopóki Henry nie dorośnie. - Westchnął ciężko. - To co? Powiesz mi, co napisała Lara? Tammy w zamyśleniu obróciła w palcach kieliszek ze znakomitym czerwonym winem, którym popijali pysznego homara. Właściwie miała już serdecznie dość sekretów. Wystarczy, że matka i siostra ukrywały prawdę, przez co ucier¬piał Henry. Może należało postawić na szczerość.

- Nie rozumiem - odparł Mały Książę. On naprawdę nie był pewien, czy rozumie Różę. Przeczuwał jednak, że Róża chce mu przekazać coś wyjątkowo ważnego. - Nie zauważyłeś, że im dłużej jesteśmy razem, to nie tylko jesteśmy sobie bliżsi, ale też każde z nas, dzięki drugiemu, lepiej rozumie samego siebie? Mały Książę milczał przez chwilę i rozmyślał. - Masz rację - zgodził się po zastanowieniu. - Dzięki tobie rzeczywiście wiem więcej o sobie samym. I tym bardziej Sprawdź - Przecież wystarczy na panią spojrzeć - wyrwało mu się, i to był błąd. Tammy zauważyła trzecią torebkę, tym razem otwartą. Złapała ją i cisnęła prosto w Marka. Trafiła w tors. Chmura białego proszku na moment wzbiła się w powietrze, a potem opadła, obsypując grubą warstwą paradny strój księcia. Cała trójka dorosłych zamarła na długą chwilę. - Przepraszam - wydusiła w końcu z siebie Tammy. - Nie powinnam była. - To mój najlepszy strój - zauważył Mark, ale głos mu podejrzanie drżał. Czy to możliwe, by z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu? I czemu nagle i ją naszła nieodparta ochota, by się roześmiać? - W domu pewnie ma pan ze sto takich. - Ale nie jestem w domu. - No to będzie musiał pan jechać tak do Europy. - Na szczęście mam ze sobą jeszcze jakieś ubrania. - Rozumiem. Gronostaje i złotą koronę? - Zauważyła, że zaczęli się droczyć, a w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. Książę, nawet obsypany mlekiem w proszku, nadal wyglądał zabójczo. Pospiesznie więc odwróciła wzrok i skoncentrowała się na leżących na fotelu rzeczach. - Po¬trzebuję to w coś włożyć. - Kylie, jest tu jakaś torba? - spytał Mark, nie odry¬wając roziskrzonego wzroku od Tammy. - Nie wiem - odburknęła niechętnie nastolatka. – Skoro ta pani zabiera dziecko, to znaczy, że jestem zwolniona, tak? Liczyłam na...