kontrkulture północnych lasów. Wiesz, wytarte d¿insy, stara

zostawić ją z jej przybranymi rodzicami? Nagle sok wydał jej się kwaśny. W gruncie rzeczy nie wybiegała myślami aż tak daleko w przyszłość. Najpierw odnajdzie córkę, a potem zastanowi się nad tym, co powinna zrobić. Telefon głośno zadzwonił. Podniosła słuchawkę. - Halo? - Och, Nińa. - Głos Lydii był stłumiony. - Myślałam, że złapię twojego ojca. - Już pojechał. Jakieś wczesne spotkanie. Powiedział, że może nie zdążyć na kolację. - Pracuje zbyt ciężko. Za dużo od siebie wymaga. Jeżeli nie będzie uważał... - Jej głos znowu przycichł, Po chwili chrząknęła. - Dzwonię, bo trochę się spóźnię. Aloise jest w szpitalu. - Aloise Estevan? - zapytała zdumiona Shelby. Była przekonana, że sam Bóg musiałby interweniować, żeby oderwać Lydię od jej domowych obowiązków. Zresztą, nawet w takim przypadku Wszechmogący musiałby zapewne stoczyć walkę. - Si. Si. - Czy ona dobrze się czuje? - Nie wiem. Wzięła tabletki. Za dużo tabletek. - Co to za tabletki? - Też nie wiem, ale kiedy zadzwoniła Vianca, zaproponowałam, że zaopiekuję się małym Ramónem przez kilka godzin, żeby Vianca i Roberto mogli być z matką i dziś rano pogadać z lekarzami... - Oczywiście. - Shelby wypiła kolejny łyk soku. - Ale jeżeli potrzebujesz mnie w domu, to przyprowadzę ze sobą tego chłopca... http://www.dobry-architekt.net.pl - Tak, ale proszę cię, Lydio, nie rób sobie kłopotu. Nie wiem, ile czasu zostanę. - Cicho. Nie będziemy mówić o twoim wyjeździe, skoro dopiero co przekroczyłaś próg tego domu. Ach, nińa! - W oczach starej kobiety zabłysły łzy. Szybko zamrugała powiekami i szepnęła: - Jesteś jak fantasma, jak duch twojej matki. - Westchnęła, odsunęła Shelby na długość ręki i dokładnie jej się przyjrzała. - Ale jesteś za chuda. Dios! Czy oni tam na północy nie umieją gotować? - Nie. Nikt nie umie - droczyła się z nią Shelby. - W Seattle wszyscy są chudzi jak szczapy. Tylko piją kawę, kulą się przed deszczem i wspinają na góry. Coś w tym rodzaju. Lydia zachichotała. - Z tym sobie poradzimy. - Później. Teraz chcę się zobaczyć z sędzią - odparła Shelby. Nie zamierzała zmieniać planów pod wpływem życzliwości gospodyni albo jakiegoś niedorzecznego uczucia nostalgii. Miała misję do spełnienia. - Czy jest w domu? - Wyswobodziła się z objęć Lydii. - Si. Na werandzie, ale akurat ma klientów. Powiem mu, że jesteś...

- Walt? Mówi Nick. Nick Cahill - A niech mnie. Czego, do diabła, chcesz ode mnie po tylu latach? - Potrzebuje twojej pomocy. Chce, ¿ebys wygrzebał dla mnie pare rzeczy. - Nick usłyszał po drugiej stronie pstrykniecie zapalniczki. Walt zwykle palił trzy paczki Sprawdź Shelby się zaniepokoiła. Powinna była liczyć się z taką ewentualnością. - O czym? - Oczywiście o tajemnicy Estevanów. To główny wątek, ale to jest również opowieść o Bad Luck i wszystkich 137 sekretach miasteczka. - Oczy Katriny pojaśniały. - Włącznie z tym... stwierdzeniem, że jesteś córką mojego ojca? - Tak. - Może powinnaś to jakoś wyjaśnić. - Shelby chciała wierzyć, że ta kobieta jest naciągaczką, kimś, kto próbuje wrobić jej ojca, ale fakt, że jej samej żołądek podchodził do gardła, a w głowie kręciło się od nadmiaru wątpliwości, przekonał ją, że Katrina nie jest tylko królową pozorów. - A zatem dlaczego uważasz, że sędzia jest twoim ojcem? Kątem oka Shelby dostrzegła przez okienne szyby srebrzysty blask. Mercedes ojca właśnie pojawił się na podjeździe, a jego lśniąca karoseria odbijała smugi słońca prześwitujące między koronkowe gałęzie drzew.