Uśmiechnęła się do niego chytrze.

– Twierdzi, że chłopak był w szoku, więc nie mógł świadomie żądać ochrony swoich praw. Podkreśla też, że pytaniami sugerowałaś odpowiedzi, co jest niedopuszczalne przy przesłuchiwaniu osoby młodocianej. Zebrał już ekspertów, którzy stwierdzą że skłoniłaś dzieciaka do powiedzenia dokładnie tego, co chciałaś usłyszeć. – Jasne, bardzo chciałam usłyszeć, że syn mojego szefa zabił trzy osoby – burknęła Rainie i z rezygnacją machnęła ręką. – Świetnie. Dzięki Bogu, mamy jeszcze pozytywne wyniki testu na obecność prochu i dwie sztuki broni jako dowód. Na tej podstawie można zbudować cholernie solidne oskarżenie. Sanders uśmiechnął się nieznacznie. Po raz pierwszy Rainie zrozumiała, że będą prawdziwe kłopoty. – Tak. Ślady prochu, wykryte na rękach i ubraniu Danny’ego O’Grady. Nagle przeobraził się w adwokata o zaciętej minie. – Czy to prawda, Conner, że oddała pani strzał ze swojej broni na miejscu przestępstwa? – Tak, już wyjaśniłam... – Czy to prawda, że przy każdym strzale emitowane są drobiny prochu? Oczywiście, ale przecież nie stałam nad Dannym... – Ale miałaby je pani na rękach, prawda? A potem, czy nie zrewidowała pani podejrzanego, Danny’ego O’Grady? Nie dotykała pani jego ubrań, ramion i rąk w poszukiwaniu broni i przy zakładaniu kajdanek? A jeśli ślady prochu, wykryte na ubraniu i dłoniach oskarżonego, w rzeczywistości zostały przeniesione przez panią? http://www.edomkidrewniane.info.pl/media/ - Wczoraj. Zaczynam do tego przywykać jak do nikotyny. - To ty palisz? - Nie, ale nadal żywię wielką miłość do metafor. - Mówię poważnie. Przestajesz nad sobą panować. - A ty najwyraźniej nadal żywisz wielką miłość do niedopowiedzeń. - Quincy... - Rainie, co się dzieje? - spytał całkiem nowym głosem. - Nie możesz znieść, że mimo wszystko jestem człowiekiem? Wstała od stołu, nie wiedząc, co robi. Jej dłonie zacisnęły się w pięści, a serce waliło jak młotem. - Co to ma znaczyć? 98 - To znaczy... To znaczy, że jestem zmęczony - jeszcze ciszej powiedział

- Nie? - Nie. Nie wiem, skąd przyszło to panu Quincy'emu do głowy. Nie pamiętam, żebym mówiła coś takiego. Po co miałabym to mówić? - powiedziała śpiesznie. Rainie przechyliła głowę i uważnie popatrzyła na Mary. - Może Quincy źle cię zrozumiał. Sprawdź przecież o to, żeby emocjonalnie... ostatecznie uwierzyć. Poczuć się w pełni bezpieczną. - No tak, ja tłumaczę sobie logicznie, że moja matka nie żyje - wtrąciła Kimberly. - Ale emocjonalnie nadal w to nie wierzę. Rainie skinęła głową. Uspokoiła się trochę. - Właśnie coś takiego mam na myśli. - Mówię sobie, że to nie była wina mamy ani Mandy, ani nawet taty - powiedziała Kimberly. - Ale jestem wściekła na nich wszystkich, bo oni mnie zostawili! Podobno jestem silna i powinnam sobie z tym poradzić, ale ja wcale nie chcę być silna! Właśnie dlatego jestem na nich zła! - Często mam ten sam sen - wyznała Rainie. - Dwa-trzy razy w tygodniu. Mały słoń biegnie przez pustynię. Jego matka nie żyje. Jest sam i bardzo 181