prawdę, ale Jack... och, Boże, to Jack go przecież

po raz pierwszy w życiu pragnęła fizycznego kontaktu z mężczyzną. Niestety, Nikos stanowił zagrożenie. Chciał jej odebrać Danny'ego i o tym nie miała prawa zapomnieć. - Zdaje ci się. - Wzruszyła ramionami. - Widziałem, jak na mnie patrzysz - Nikos nie dawał za wygraną. - Chciałabyś się ze mną kochać. - Nieprawda! - Czy jesteś zabezpieczona? - spytał, jakby nie słyszał jej protestu. Widocznie zauważył, że go nie zrozumiała, bo po chwili dodał: - Czy stosujesz jakieś zabezpieczenie przed ciążą? - Ty... - Carrie zabrakło nie tylko słów, ale nawet powietrza, żeby wydobyć z siebie choćby słowo. Była czerwona jak burak i wściekła jak tornado. Ta złość pomogła jej się pozbierać. - O to nie musisz się R S martwić -powiedziała lodowatym tonem. Ani myślała dopuścić go do siebie, więc rzeczywiście nie było powodu do zmartwień. http://www.efizjoterapeuta.com.pl Danny'ego i nieporadnie położył go sobie na kolanach. - Może dlatego, że tu jest znacznie chłodniej niż na parkingu. - Pewnie tak - zgodziła się Carrie. Uklękła przy łóżku, rozerwała saszetkę z lekiem, wycisnęła gęsty syrop na łyżeczkę, wsunęła łyżeczkę z lekiem do buzi malca. - Wypij, skarbie - przemawiała czule do Danny'ego. - Zaraz się lepiej poczujesz. I jeszcze trochę picia. O, tak. Grzeczny chłopiec. Uważnie obserwowała małego. - Chyba już mu lepiej - powiedziała po chwili. Ostrożnie wzięła dziecko na ręce. - To znaczy nadal jest chory, ale temperatura wyraźnie spadła. Zobacz,

Musiałam improwizować. - Chcę do toalety! - bezczelnie oświadczyłam, rozglądając się dookoła, jakbym miała nadzieję ujrzeć zbity z desek kibelek. Udało mi się pokazać Rolarowi, i Lareenie, coś czego oni nigdy przedtem nie widzieli – razem wytrzeszczyli na mnie oczy, owładnięci świętym przerażeniem. - Wolha, przecież dopiero co tam byłaś, - miękko przypomniał wampir, obróciwszy się plecami do Lereeny i strzelając wredne miny - no, pocierpisz trochę, nie na darmo jest sławne imię Strażniczki. Demonstracyjnie złapałam się za dół brzucha i zaczęłam nerwowo podskakiwać, woląc skompromitować się teraz niż później. - Żołądek mi się rozregulował z nerwów! - Człowiek... - z nieskrywaną pogardą wycedziła Lereena, odchodząc od drzwi i podążając w głąb świątyni. -- No to idź, tylko szybko! Sprawdź gruntownym badaniu, przy którym Irina zademonstrowała siłę swoich płuc. - Mocne struny głosowe, owszem - tu uśmiechnęła się promiennie. - Ale taka widać jej natura. - Chce pani powiedzieć, że ona dalej będzie tak krzyczeć? Anna Mellor mrugnęła do Joannę. - Szok dla tatusia, co? - Jeszcze parę tygodni temu była taka cichutka - usprawiedliwiała męża Joannę. - Może dopiero teraz odkryła, że ma głos - zażartowała lekarka. - Tak czy inaczej, nie widzę tu żadnych problemów zdrowotnych, a chyba o to przede wszystkim wam chodzi