domku odźwiernego!

powiódł się planowany w Rosji spisek. Car Aleksander miał na zawołanie całe zastępy agentów i mógł zdusić w zarodku wszelkie knowania. Nie było to niczym dziwnym, zważywszy na to, co spotkało jego ojca. Stryjowie Michaiła brali udział w obaleniu okrutnego cara Pawła. Gdyby zamach stanu się udał, Michaiła szybko wezwano by do Rosji, żeby przywrócił ład i przejął rządy. Armia go wielbiła. Na jej czele umocniłby swoją władzę. Gdyby zaś spisek wyszedł na jaw, mógł wyprzeć się wszystkiego. Miał tyle sprytu, żeby zatrzeć ślady wiodące do niego. Jakże zresztą można by go było oskarżyć, skoro znajdował się tak daleko od kraju? W razie niepowodzenia zdobyłby sobie silną pozycję wśród wigów jako rzecznik rosyjskich interesów. Wiedział, że car nie będzie go prześladował. Tylko on, Michaił Kurkow, mógł wywrzeć na politykę angielską wpływ korzystny dla Rosji. Dzięki traktatom handlowym i sojuszom wojskowym jego ojczyzna mogłaby ciągnąć zyski z brytyjskiego przemysłu i potęgi morskiej. Był to bezpieczny plan, ale zagrażał mu jeden jedyny drobiazg - dziewczyna, która właśnie stukała do książęcych drzwi. Becky nigdy jeszcze nie była tak zdenerwowana. Układała sobie akurat w myśli przemowę do lorda namiestnika, gdy wielkie białe drzwi drgnęły i zaskrzypiały. Na progu stanął kamerdyner o władczym wyglądzie i krzaczastych, siwych brwiach. Dygnęła przed nim niepewnie. - Dzień... dzień dobry panu... ja... muszę się widzieć z księciem. - Doskonale, doskonale, w porządku - zapewnił ją łagodnie. - Proszę wejść i usiąść http://www.emedycyna-estetyczna.com.pl wyłożonym czerwonym dywanem salonie. Spostrzegła luksusowe ladacznice zwane Cypryjkami, uróżowane i wydekoltowane. Poczuła ucisk w gardle. Co by na to powiedziała pani Whithorn? Doprawdy, musi tu być istna Sodoma i Gomora. Alec wyczuł jej konsternację i poklepał ją po ramieniu. - Spokojnie, moja droga, nic ci się nie stanie - mruknął rozbawiony. - Ale ja bez wątpienia pójdę do piekła za to, że cię tu zabrałem. Becky starała się nie patrzeć na niego. Za nic nie chciała go puścić samego do tego miejsca. Mimo przeświadczenia, że jego ryzykowny plan się powiedzie, chciała czuwać, by nie stracił wszystkich pieniędzy. Może nie należało wątpić w jego szczęśliwą passę, lecz postanowiła w duchu, że nie pozwoli, by jej obrońca zatracił się całkowicie w drugiej ze swoich ulubionych rozrywek. Gdy szli przez gwarne, zadymione sale, wielu ludzi im się przyglądało. Trzymała się blisko Aleca, a kobiety, które zalotnie strzelały ku niemu oczami, wzbudziły w niej niechęć.

- A ja owszem. Wchodź. Ich kroki niosły się echem po obszernym holu. Alec zapalił woskową świecę. W blasku świeczników ujrzała pomieszczenie, które nazywał domem. I on śmiał narzekać, że nie ma pieniędzy? Na karmazynowych ścianach wisiały wspaniałe obrazy, a na gzymsie marmurowego kominka stały cenne bibeloty. Ale Becky, zamiast je podziwiać, wpatrywała się w dwie greckie urny we wnękach. - Czy są prawdziwe? - zapytała, nim zdołała ugryźć się w język. - Och, przepraszam... Sprawdź - O, tak. Doskonale - skłamała. Przecież nie może mu powiedzieć, że takie tempo ją nuży i że ma ochotę na ostry galop. - Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś. Słyszałam, że poranna przejażdżka to dla ciebie świętość. Przyjrzał jej się z uśmiechem, zadowolony, że tak dobrze trzyma się w siodle. - To prawda - powiedział. - Czasem dopiero po godzinie jazdy konnej nadaję się do kontaktów ze światem. Ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie mam ochoty na towarzystwo. Te słowa nie do końca były prawdą. Odkąd Blaque wyszedł z więzienia, wolność Edwarda została poważnie ograniczona. Niemal nie mógł zrobić kroku, by nie natknąć się na ochroniarza. A tymczasem nic się nie działo. Niecierpliwie czekał, aż Blaque uderzy, ten jednak zwlekał. Oczy Bennetta pociemniały od tłumionego wzburzenia. Marzył, by móc osobiście i ostatecznie policzyć się ze starym wrogiem Bissetów. Myśląc o tym, bezwiednie dotknął blizny pod łopatką. Pragnął zemsty. Widząc wyraz jego oczu, Bella poczuła się nieswojo. Człowiek, na którego patrzyła, nie był tym beztroskim księciem, o którym czytała w raportach. Drakula też musiał wyczuć mroczny nastrój swego pana, bo niespodziewanie zarżał i rzucił nerwowo głową. Nieznaczny, wprawny ruch ręką wystarczył, by zwierzę opanowało się i posłusznie biegło dalej. Obserwując tę scenę, Bella pomyślała, że w Edwardzie, podobnie jak w niej samej, drzemią dwie natury. W zależności od sytuacji potrafił być łagodny albo surowy, uprzejmy lub arogancki. - Czy coś się stało? - zapytała półgłosem. Odwrócił się, ale wzrok wciąż miał nieobecny. I groźny. Zaraz jednak rozchmurzył się i nawet uśmiechnął. Obiecał sobie, że tego dnia nie będzie myślał o Blaque'u. Miał już dość. Drażniło go, że jego życie i życie jego najbliższych upływa w lęku z powodu gróźb żądnego krwi szaleńca. - Nic się nie stało, Bello. Opowiedz mi lepiej, co porabiasz w Anglii. Gdzie mieszkasz? Jak spędzasz czas? - Cóż, wiodę spokojne i dość monotonne życie w Londynie. - To, co mówiła, było w pewnym stopniu prawdą. Jednak natychmiast pojawiła się dręcząca myśl, że znowu go okłamuje. - Większość pracy wykonuję w domu, co jest bardzo wygodne, bo jednocześnie mogę pomóc ojcu w domowych obowiązkach. - Twoja praca.... - powtórzył. - Piszesz eseje?