– Ćwiczysz?

glina, człowieku. – Rozłączył się i cisnął torbę na tylne siedzenie. Mapa i GPS zaprowadzą go do Encino, a tam znajdzie knajpę Blue Burro. Mówił po hiszpańsku równie płynnie jak po angielsku. Przy odrobinie szczęścia czegoś się dowie. W Whitaker College Bentz zaparkował koło sali gimnastycznej i poszedł do kantyny studenckiej. Stanął w kolejce za dwiema rozchichotanymi studentkami, odebrał zamówienie – hot doga z frytkami i pepsi w butelce – i usiadł przy stoliku w rogu, za sztuczną palmą w donicy. Jedząc, nie odrywał wzroku od drzwi. Grupki młodzieży wchodziły i wychodziły. Niektórzy wyglądali raczej na uczniów szkoły średniej, inni byli całkiem dorośli – uzupełniali brakujące przedmioty z lat studenckich albo wracali na studia, by zacząć nowe życie. Goci, punki, dyskotekowe laleczki, komputerowcy – byli tu wszyscy Analizował każdą twarz, ale nie widział Fernanda Valdeza wśród studentów zajętych nauką jedzeniem, plotkami i muzyką. Nie dziwiło go to. Fernando najwyraźniej unikał policji. Choć od rana nie miał nic w ustach, prawie nie czuł smaku wyschniętych frytek i wiekowej parówki. Myślami był gdzie indziej, przy O1ivii. Oby żyła. Cała. Zdrowa. Jest twarda. Pamiętaj o tym. Już raz poradziła sobie z psychopatą. Z jednej strony to strata czasu, że tak siedzi tu, licząc, że zjawi się Fernando Valdez, ale nie miał innego tropu. Tylko Fernanda. Wstał i poczuł skurcz w nodze. Nie zwrócił na to uwagi. Wyrzucił resztkę posiłku do śmieci. Zgodnie z instrukcją na plakacie przy drzwiach umieścił tackę w odpowiednim http://www.eurokor.pl/media/ To samo logo widniało na naklejce na przedniej szybie chevroleta, widział to w San Juan Capistrano. Symbol świętego Augustyna. Chwilę wpatrywał się w gazetę i zaraz zapytał kelnerkę, czy mają w lokalu bezprzewodowy dostęp do sieci. Patrzyła na niego jak na wariata, więc zapłacił i pojechał do kawiarni, w której wiedział, że jest wifi. Zamówił kawę, której wcale nie potrzebował, usiadł na wytartej kanapie i włączył komputer. Przy akompaniamencie jazzu, syku ekspresu ciśnieniowego i warkotu młynków do kawy wszedł do sieci. Szukał szpitala świętego Augustyna w Los Angeles i okolicach. Po raz pierwszy od przyjazdu do Kalifornii nabrał nadziei, że uda mu się złapać prześladowcę. Znalazł parafię w zachodniej części miasta, niedaleko ulicy Figueroa, szkołę w Culver City i wiele innych instytucji, ale ani szpitala, ani kliniki. Fakt, że szkoła jest w Culver City, a parafia na Figueroa nie dawał mu spokoju. W Culver

Westchnęła i odrobinę jej ulżyło. Może częstsze patrole to nie taki zły pomysł. Ostatecznie nękano ją telefonicznie. Nalała sobie herbaty, przeszła do saloniku, włączyła komputer, zalogowała się do Internetu. Sprawdziła już najtańsze połączenia z Zachodnim Wybrzeżem, znalazła odpowiedni lot. Startuje dzisiaj po południu, około dziewiętnastej będzie w Los Angeles. Sprawdź Wysoka. Szczupła. Jeszcze nie widać oznak upływu czasu. Ciemne włosy opadają na ramiona miękką falą. Jej uśmiech jest zaraźliwy, a oczy to oczy kobiety, która wie, czego chce. I zawsze to dostaje. – Za nowy początek – mówię, dotykając kieliszkiem szklanej tafli i słucham cichego brzęku szkła o szkło. – Ty i ja... Długo na to czekałyśmy. – Owszem. Ale już nie – odpowiada i znacząco unosi brwi. Przeszywa mnie dreszcz na myśl, że my... że ja wkrótce zobaczę owoce mojej pracy. Okno jest otwarte. Czuję nadciągający wieczór, na niebie wschodzi blady strzęp księżyca. – Na zdrowie – mówi mi odbicie. Oczy kobiety w lustrze błyszczą psotnie, gdy unosi kieliszek. – Za nasz sukces. – Za sukces – odpowiadam z uśmiechem, który odwzajemnia. – Uda się nam. – I pijemy, jednocześnie, czujemy, jak chłodny płyn spływa do gardła. I myślimy o Ricku Bentzu. Przystojny na swój niechlujny sposób. Silny, umięśniony. O kwadratowej szczęce i