Choćbym miał zmusić tych cholernych producentów, żeby

- Pewna kobieta z opieki społecznej lubiła powtarzać: „Gdyby z piasku były ryby, ciasteczka i grzyby, wszyscy mielibyśmy Gwiazdkę, Wielkanoc i Paschę. Dorośnij, Victorze”. Baba była wyjątkowo antypatyczna. Gloria objęła Santosa wpół. - Gdybym tam była, powiedziałabym jej coś do słuchu. - Daj spokój. W swoim czasie dopiekłem jej za nas oboje. - Ale... - zawahała się, jakby nie do końca pewna swojego pytania. - Jak twoje gdybania mają się do dzisiejszego wieczoru? - Myślę, że wiesz. Wiedziała. Łzy napłynęły jej do oczu, odwróciła wzrok. - Nie martw się, Glorio. - Nie? - Nie. Widocznie tak musi być. O której powinnaś być z powrotem? - O wpół do dwunastej. - W jej głosie zabrzmiał żal, westchnęła. - Przyrzekłam Liz, że wrócę punktualnie co do minuty. - Już czas. - No to jedźmy. Będzie się denerwowała. Żadne z nich się nie ruszyło. Santos zatopił palce we włosach Glorii i nachylił usta do jej warg. Całował ją długo, zaborczo, jakby chciał jej powiedzieć tym pocałunkiem, że należy wyłącznie do niego. A potem ruszyli ramię w ramię do samochodu. - Jesteś pewna, że nikt cię nie widział? - zapytał po chwili milczenia. - Masz gwarancję, że twoja matka nic nie podejrzewa? - Nikt mnie nie widział, matka nic nie podejrzewa. W ogóle nie zwracała na mnie uwagi. I dzięki Bogu. Santos zatrzymał się. - Musimy porozmawiać o twoich rodzicach, Glorio. W odpowiedzi położyła mu palec na ustach. http://www.hffgdynia.pl/media/ odpowiedziały na ogłoszenie. Nie trać czasu na powtarzanie plotek, Robercie. Nie dbam o nie ani trochę. - Hmm. Uznałem, że przynajmniej powinieneś je znać. Reszta to nie moja sprawa, choć mam pewną teorię na temat twoich motywów. - Jesteś dziś w świetnej formie - stwierdził Balfour z lekką irytacją. Na ogół kiedy dawał do zrozumienia, że chce zostawić w spokoju jakiś temat, rozmówca natychmiast stosował się do jego życzenia. - Istotnie. - Przedstaw mi więc swoją teorię, Robercie. - Według mnie twoja kuzynka, choć miła z wyglądu, jest taką harpią, że potrzebujesz kogoś, nawet okrytego niechlubną sławą, z kim towarzystwo mogłoby ją porównać. Dlatego znalazłeś pannę Gallant. A znając ciebie, oprócz tego, że jest osławiona, musi być również oszałamiająca.

poddała. „Po pierwsze, nie chciałaś być jedynie narzędziem, dzięki któremu przedłużę swój ród i uniemożliwię dziedziczenie potomstwu Rose. Otóż oświadczam, że zupełnie nie nadajesz się do tego celu.” - Uśmiechnęła się mimo woli. - „Drugą kwestię też rozwiązałem ku twojej satysfakcji, stosownie zmieniając testament. Krótko mówiąc, dzieci Rose tak czy inaczej dostaną po mnie wszystko.” Sprawdź jej imię. Zastanawiała się, czy rzeczywiście pragnie ją uwieść, czy tylko bawi się jej kosztem. Po co zawracał sobie głowę zwykłą guwernantką? Może się nudził przed początkiem sezonu. A jeśli wcale nie jest znudzony? Ta ostatnia myśl wzbudziła w niej dużo większy niepokój. Panna Gallant zapewne pożyczyła Rose swój najlepszy strój. Już przy pierwszym spotkaniu zauważył, że guwernantka ubiera się dobrze, choć trochę konserwatywnie. Wprawdzie bardziej go interesowało, co kryje się pod sztywnym ubiorem, ale chętnie by ją zobaczył w uroczej muślinowej sukni, która nawet na drobnej kuzynce prezentowała się nieźle. - Milordzie - odezwała się bogini, wyrywając go z zamyślenia - ma pan fortepian? - Nawet kilka. A dlaczego pani pyta? Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, nagle ogarnęło go pożądanie. Jednym haustem wychylił kieliszek porto. Do diaska! Nie był przyzwyczajony do powściągliwości. Gdy