Z bijącym sercem czekała, aż podjedzie bliżej. Brakowało jej go, tęskniła do niego. Uświadomiła sobie w ostatnich tygodniach, że to naprawdę on jest najważniejszym mężczyzną w jej życiu.

- Czemu mamy chronić reputację panny Hastings? - war¬knął markiz. - Ona najwyraźniej nie przejmowała się nami. - Chcesz, żeby twoje sprawy matrymonialne stały się tajemnicą poliszynela? - zganiła go ciotka. Była zdania, że czasami tylko ona z całej rodziny potrafi myśleć logicznie. Lysander jest taki męczący, szczególnie gdy w grę wchodzi jego urażone poczucie godności! Pamięta podobne zmagania z jego ojcem, potem z Alexandrem, a teraz znowu Lysander przysparza jej zmartwień. Lady Helena czuła, że już zbyt długo zajmuje się uspokajaniem urażonej męskiej ambicji. Gdy ta absurdalna sprawa zostanie rozstrzygnięta, a Arabella ulokowana bezpiecznie u Fabianów, pojedzie do Bath na zasłużony wypoczynek. Weźmie ze sobą tylko psy, bo te przynajmniej są wesołym towarzystwem i z pewnością nie wplączą się w idiotyczne miłosne afery. - Panna Hastings zostanie nagle wezwana z powodu choroby matki; myślę, że to najlepsze wyjście z sytuacji. Oczywiście pozwolimy jej wyjechać. Wyrażę z tego powodu szczery żal, i ty także - ciągnęła. Markiz usiadł ciężko na fotelu i wydawał się nie słuchać. Przyglądał się listowi Clemency. - Myślisz, że naprawdę pomyliła mnie z Alexandrem? - Pozostawiam to twojemu wyczuciu i wiedzy na jej temat. - Lady Helena zauważyła, że bratanek już opanował gniew. - A teraz pozwól, że porozmawiam z Arabella. Kwadrans później Arabella siedziała wraz z ciotką w jej buduarze. Najważniejszymi lokatorami tego obszernego, wytwornego pokoju wydawały się psy, ich wygodzie było tu podporządkowane niemal wszystko. W rogu znalazła schro¬nienie Millie ze swoimi szczeniakami, a przynajmniej osiem pozostałych czworonogów królowało na specjalnie przygo¬towanych krzesłach. Miarą powagi obecnej sytuacji był fakt, że lady Helena bezceremonialnie zgoniła Muffin z jej ulubionego miejsca i usiadła tam sama. Z zaskoczeniem stwierdziła, że bratanica już wie o kłam¬stwach panny Hastings, i bez słowa komentarza wysłuchała rzeczowej opowieści dziewczyny. - Cieszę się, że poznałam wersję drugiej strony - odparła, gdy Arabella skończyła mówić. - Zdradzę ci, moja droga, że tak też przypuszczałam. Jak widzę, Lysander niepotrzebnie tak bardzo się uniósł. Naturalnie, dziewczyna popełniła błąd, uciekając w głupi i nieodpowiedzialny sposób, ale od tego czasu zachowywała się bez zarzutu. - Z pewnością też zniosła wystarczająco dużo upokorzeń ze strony Baverstocków, zauważyła w duchu. - Skoro już wszystko wiemy na jej temat, nie sądzisz, ciociu, że byłaby dobrą żoną dla Zandra? - zapytała bratanica, wciągając głęboko powietrze. Lady Helena podniosła swoje lorgnon i przyjrzała się jej uważnie. - Czy ty do reszty postradałaś rozum, Arabello? Po tych wszystkich przejściach Lysander nie zechce o niej nawet słyszeć. Ciotka wspomniała tylko o uprzedzeniach Lysandra, a nie o własnych, zauważyła przytomnie Arabella. Zachęcona tym, dodała: - Ale panna Clemency nie jest obojętna Zandrowi. Kuzyn¬ka Maria twierdzi wręcz, że się w niej zadurzył, wiem to od Diany. To tłumaczyłoby jego wściekłość. Lady Helena kontemplowała w milczeniu tę wiadomość. - A panna Hastings? - zapytała po chwili. - Nie zwierzała mi się, ciociu Heleno, ale wydaje mi się, że podziela to uczucie. Przez ostatni tydzień ledwie skubała jedzenie, z pewnością musiałaś zauważyć. Oczywiście, jest jej przykro z powodu całej maskarady, ale tak naprawdę unieszczęśliwiły ją dopiero oskarżenia Zandra. - To stawia sprawy w zupełnie nowym świetle - stwier¬dziła stanowczo ciotka i zamknęła z trzaskiem lorgon. - Nie pozostało nam zbyt wiele czasu, jeśli mamy rozstrzygnąć tę kwestię jeszcze przed sprzedaniem posiadłości. Czy wiesz, dokąd panna Hastings zamierza się udać? Tydzień później Clemency przyjechała do Londynu. Kiedy zjawiła się u pani Stoneham, prawie w tym samym czasie nadszedł list od Jamesona. W środku znajdowało się za¬proszenie od Ramsgate’ów oraz dziesięć funtów na podróż. Wydawało się, że prawnik nie tracił czasu, załatwiając co trzeba, ale prawda była taka, że to pani Hastings uznała przedłużającą się nieobecność córki za katastrofę i z niecier¬pliwością oczekiwała jej powrotu. Ponieważ miała wkrótce zostać żoną szanownego Johna Butlera, nie myślała już o Clemency z dawną irytacją. Tym samym zaniechała gróźb wysłania dziewczyny do ciotki Whinborough, co więcej, łaskawie zgodziła się na jej pobyt u Ramsgate’ów. Pan Jameson otrzymał za zadanie dyskretne załatwienie tych spraw - zachowanie matki miało oczywiście pozostać poprawne, jeśli nie serdeczne; uzgodniono, że bez dalszych fochów powita Clemency. http://www.iapteki.pl/media/ Willow pokonała drogę do Summerhill na rowerze. Zwolniła trochę u szczytu ulicy, w miejscu, w którym droga się rozwidlała. Jedna ścieżka prowadziła do frontowych drzwi wielkiego, białego domu o niebieskich okiennicach, podczas gdy druga wiodła do kuchennego wejścia. Ostatni i zarazem jedyny raz, gdy odwiedziła posiadłość Summerhill, przybyła tu nie jako pracownik, lecz jako roztrzęsiona nastolatka. Przyniosła list. Wciąż pamiętała tamtą noc. Konsekwencje, które za sobą pociągnęła, nie pozwalały jej o tym zapomnieć. Wspomnienia wciąż były zbyt bolesne. Wybrała kuchenne wejście. Oparła rower o ścianę domu i zadzwoniła do drzwi. Odetchnęła głęboko i czekała spokojnie, aż ktoś jej otworzy.

dziewczynki na tylnym siedzeniu i przeszła do drzwi od strony kierowcy, podeszła do niej gosposia, prowadząc ze sobą młodego mężczyznę. Był wysoki i przystojny, ubrany w spłowiałe dżinsy i dopasowaną, czarną koszulkę. Okno w sypialni było otwarte, więc Scott słyszał ich przytłumione głosy. Nie rozumiał poszczególnych słów, ale nie Sprawdź - W każdym razie nie mogę tu dłużej zostać, nie byłoby to uczciwe w stosunku do kuzynki Anne. - Powiadomi mnie pani o miejscu swojego pobytu? - zatroskała się Arabella. - Proszę dać znać, gdy tylko znajdzie się pani w nowym miejscu! - To szaleństwo, nie będzie ci wolno do mnie pisywać! - Możliwe, ale w przyszłym roku jadę do Londynu i mogłabym panią odwiedzić, jestem tego pewna - dokoń-czyła Arabella. Clemency po namyśle zgodziła się. Zdawała sobie sprawę, że czyni źle, lecz wizja usłyszenia o Lysandrze, nawet z drugiej ręki, była zbyt pociągająca. Niewielką bowiem miała nadzieję, że za rok opuści ją przygnębiające uczucie pustki i wewnętrznego rozbicia. - Pomogę się pani spakować - zaproponowała Arabella. W tym czasie Lysander opowiadał osłupiałej lady Helenie zadziwiającą historię Clemency. Znajdowali się w gabinecie markiza, lady Helena siedziała nieruchomo w skórzanym fotelu, mężczyzna zaś chodził niespokojnie po pokoju. Gdy minął pierwszy szok, lady Helena żachnęła się, nieskora tak pochopnie zaakceptować gorzką opowieść bratanka. - Co za bzdury, Lysandrze - rzekła stanowczo. - Nie ma najmniejszego dowodu, że wyśmiewała się z nas za plecami. Dalibóg, jeśli ktoś miałby się śmiać, to tylko my, bo też za naszą sprawą ugrzęzła na prowincji w roli nauczycielki! Pomyślałeś o tym? Posada guwernantki Arabelli to nie synekura, dobrze o tym wiesz! Lysander skwitował jej słowa gniewnym gestem i wrócił do przemierzania gabinetu. - Twierdzi, że gdy pisała ten list, była przekonana, iż jestem Alexandrem! - odparł pogardliwie. - A wiesz, to wielce prawdopodobne - przyznała ciotka.