Nie dla pieniędzy, nie dla sławy, tylko z czystej miłości do sztuki. Kate wiedziała, że ma szczęście. Po studiach mogła przecież utknąć w jakimś biurze i pracować od dziewiątej do piątej, z krótką przerwą na lunch. Z pewnością nie byłaby wtedy szczęśliwa, lecz z powodu głębokiego poczucia obowiązku starałaby się wykonywać tę pracę jak najlepiej. Luke nigdy nie był w stanie tego pojąć. To zabawne, że nie potrafił pracować dla pieniędzy, pomyślała. Oboje pochodzili z biednych domów i kształcili się dzięki niewielkim stypendiom, które musiały im na wszystko wystarczyć. A jednak Luke nie chciał nawet myśleć o karierze dziennikarza, do czego wydawał się stworzony, tylko pragnął zostać pisarzem. Tak bardzo wierzył w swój talent. Ona nigdy nie miała tej pewności. Brakowało jej też odwagi i samozaparcia. Widząc, że kobieta dostała już kawę, a dzieci ciastka i sok, podeszła do swoich pracowników. – Proszę, żebyście rozmawiali o czymś przyzwoitym, a ja pójdę do biura. Muszę przygotować wypłaty. – Zmarszczyła brwi. – Oczywiście, jeśli chcecie dzisiaj dostać jakieś pieniądze. – Idź, idź. – Blake pchnął ją w kierunku biura. http://www.izolacja-dachu.info.pl że poświęca się, broniąc małej. Luke zmarszczył brwi. Jak to możliwe, że Richard nie potrafił pokochać córki? To przecież takie proste! Wystarczy na nią spojrzeć. Musi pomóc Kate. Pomóc im obu i powstrzymać tego człowieka. – Luke? Coś się stało? Kate uniosła lekko powieki. Zrobiło mu się głupio, że ją zbudził. – Wszystko w porządku – odparł, wciąż myśląc o Powersie. Z trudem przywołał uśmiech na twarz. – Chciałem tylko sprawdzić, czy już zasnęłaś. Przepraszam, że cię obudziłem. Kate wymamrotała coś w odpowiedzi, ale nie mógł tego zrozumieć. Kiedy znowu pochylił się w jej stronę, zauważył, że oddycha miarowo. Zasnęła. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a potem cicho wyszedł z pokoju,
ROZDZIAŁ DRUGI Widok domu Jacka Brannana wstrząsnął Malindą. Tak bardzo, że jeszcze raz sprawdziła adres. Zgadza się. Numer na mosiężnej tabliczce przytwierdzonej do ceglanej skrzynki na listy był ten sam co na wizytówce. Ze wstydem przyznała, że spodziewała się mniej Sprawdź W końcu udaje jej się przekręcić kluczyk i otworzyć drzwi. Wciąż jednak nie wsiada do samochodu. A Simon zwleka z powrotem do swoich znajomych. Patrzy jej w oczy. - Co? - pyta speszona Laura. - Nic... - odpowiada cicho Simon. Laura czuje, że coś się dzieje. Jego „nic” brzmi tak samo jak jej „nic”, kiedy stali naprzeciwko siebie na dróżce do altany. Ale musi wracać do domu, jutro wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, o dziewiątej na scenie, przeżyć następny tydzień, znieść humory Phila Terence'a i dać z siebie na premierze jak najwięcej. A potem...? Potem? Potem, jeśli jej debiut w Giselle zakończy się sukcesem, zniesie wszystko. Nawet to, że Simon jej powie, że to „nic”, w którym doszukiwała się nie wiadomo czego, było zwykłym „nic”. I nic się za nim nie kryło. Wcale nie jest pewna, czy to zniesie, ale nie może teraz o tym myśleć, bo jutro musi wstać o siódmej, o ósmej być w teatrze, itd. Cmoka Simona w policzek, szybko wsiada do samochodu i przekręca kluczyk w stacyjce. I nic. Nie tamto „nic”, za którym kryje się wszystko, tylko zwyczajne „nic”. Silnik nie zaskakuje. Jak w kiepskich filmach. Nie, zdecydowanie nie! Na kiepskich filmach w krytycznych momentach akcji nie zaskakują silniki w nowiutkich samochodach najlepszych marek. Stary garbus jej mamy ma prawo nie zapalić za pierwszym przekręceniem kluczyka. I za drugim. Za trzecią i czwartą próbą podziw dla romantyzmu jej rodziców nieco słabnie. Simon nachyla się do okna z opuszczoną szybą.