Bez namysłu odwzajemniła pocałunek, ale jej głowa pozostała chłodna. Poza jego plecami odnalazła klamkę i położyła na niej dłoń, gotowa w każdej chwili wepchnąć go do środka.

Artykuł dotyczył jakiejś diety... - Nie masz czasu nawet na książki? – zapytał powoli, opadając na pufę, która stała tuż obok krzesła przyjaciela. - Chodzę na siłownie – Karol posłał mu krótkie spojrzenie, po czym powrócił do lektury, ale nie potrafił już się na niej skupić. Ostatnio dziwnie reagował na bliskość przyjaciela… Ale wiedział, że z obecnym wyglądem Krystian nawet na niego nie spojrzy w TEJ kategorii. Oczywiście blondyn nigdy nie robił mu jakichś aluzji co do jego tuszy. Nawet nie patrzył na niego krzywo, kiedy otwierał kolejną już paczkę chipsów i zjadał ją sam, bo szarooki zawsze dbał o swoją linię i mu po prostu nie podbierał. Czas zadbać o siebie, ale niekoniecznie dla siebie. - I jak? – Krystian posłał mu radosne spojrzenie, uśmiechając się nieco. – Są tam umięśnieni, przystojni faceci, ociekający testosteronem? – zachichotał, na co Karol mimowolnie odpowiedział uśmiechem. - Zazwyczaj to faceci po czterdziestce, a ci jakoś mnie nie interesują – parsknął, odwracając się na krześle przodem do przyjaciela. – No i zrzuciłem w tym tygodniu już dwa kilo – pochwalił się zadowolony, ale wolał nie myśleć, że przed nim jeszcze jakieś dziesięć albo nawet więcej. Krystian uśmiechnął się. Nie chciał mówić Karolowi, że tego nie widać… Bo, gdyby brunet mu nie powiedział, to nawet by tego nie zauważył. http://www.korekcja-wzroku.net.pl/media/ - Dziękuję. - Odruchowo sięgnęła do włosów, chcąc sprawdzić, czy wszystkie spinki są na miejscu. - Dzisiejsza przejażdżka sprawiła mi ogromną przyjemność. Naprawdę. - Mnie również. - Cóż, Alice pewnie na mnie czeka. - Nie będę cię wobec tego zatrzymywał. Seth zajmie się końmi. - Dziękuję. - Ociągała się z odejściem. Gdy to sobie uświadomiła, natychmiast przywołała się do porządku. - Do widzenia. I jeszcze raz dziękuję. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Ukłonił się z galanterią, a potem długo odprowadzał ją wzrokiem. W pewnej chwili uśmiechnął się kątem ust i oparł czoło o szyję Drakuli. - Zdobędę ją, przyjacielu - szepnął. - Tyle że nie od razu. Czas mijał bardzo szybko. Bella myślała o tym, siedząc w swoim pokoju z listem z Sussex w dłoni. W środku kryła się odpowiedź na jej żądanie. Zgoda na spotkanie z Blaqiem albo wyrok śmierci. Pewną ręką przecięła kremową kopertę. Przyjaciółka z Anglii przysyłała jej pozdrowienia i dołączała kilka banalnych zdań o pogodzie. Po mniej więcej piętnastu minutach Bella odszyfrowała wiadomość. Prośba będzie spełniona. Trzeci grudnia, godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. Cafe du Dauphin. Bądź sama. Łącznik zapyta po angielsku o godzinę, a potem powie po francusku coś o pogodzie. Postaraj się, żeby twoje informacje były warte złamania zasady. Dziś wieczór. Dziś wieczór zrobi następny krok. Starannie złożyła list i schowała do koperty, ale pozostawiła ją w widocznym miejscu na biurku. Obok stała róża, którą tego ranka przysłał jej Edward. Wahała się, ale po chwili uległa pokusie i dotknęła białych, delikatnych płatków. Gdyby życie było równie słodkie i proste, westchnęła. Parę minut później zastukała do kancelarii księcia Carlise’a. Sekretarz, który jej otworzył, skłonił się sztywno i od razu zaanonsował ją księciu. Gdy weszła do gabinetu, Carlise czekał na nią, stojąc za biurkiem. - Wasza Wysokość. - Ukłoniła się nisko. - Przepraszam, że niepokoję.

- Dzisiejsza przejażdżka sprawiła mi ogromną przyjemność. Naprawdę. - Mnie również. - Cóż, Alice pewnie na mnie czeka. - Nie będę cię wobec tego zatrzymywał. Seth zajmie się końmi. - Dziękuję. - Ociągała się z odejściem. Gdy to sobie uświadomiła, natychmiast przywołała się do porządku. - Do widzenia. I jeszcze raz dziękuję. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Ukłonił się z galanterią, a potem długo odprowadzał ją wzrokiem. Sprawdź - Tak. I wciąż wygląda tak samo. Za miesiąc odbędzie się w niej bożonarodzeniowy bal. Tylko miesiąc. A ona ma tak wiele do zrobienia. - Jaki to piękny pokój! - Westchnęła, rozglądając się dokoła. - W naszej wiejskiej posiadłości mamy mały salonik muzyczny. Oczywiście nie tak okazały jak ten, ale i w nim można się odprężyć. - Podeszła to fortepianu, nie tyle by mu się przyjrzeć, lecz by oddalić się od Edwarda. - Wasza Wysokość gra na fortepianie? - Bello, przecież jesteśmy zupełnie sami. Czy musisz być aż tak oficjalna? - Uważam, że należy używać tytułów - odparła z naciskiem. Bardzo nie chciała, żeby zatarła się między nimi naturalna granica wynikająca z miejsca w społecznej hierarchii. - A ja uważam, że tytułomania jest głupia i niepotrzebna. Zwłaszcza wśród przyjaciół. - Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach. - A my jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Czuła, jak ciepło jego dłoni przenika materiał sukienki i przyjemnie rozgrzewa skórę. Walcząc ze sobą, uparcie trwała odwrócona do niego plecami. - Kim jesteśmy, Wasza Wysokość? - Przyjaciółmi, Bello, jesteśmy przyjaciółmi. - Rozbawiony odwrócił ją do siebie. - Dobrze się z tobą rozmawia. A to chyba podstawa przyjaźni, nie sądzisz? Patrzyła mu prosto w oczy, trzeźwo i uważnie. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, poza tym jednak nie zdradzała swych emocji. Był zaskoczony tym, jak silne zdawały się jej ramiona. Miała na sobie prostą brązową sukienkę, była nie umalowana, uczesana w schludny kok. Tymczasem on wyobrażał ją sobie roześmianą, z rozpuszczonymi włosami i odkrytymi ramionami. I chciał, żeby śmiała się tylko do niego. - Co za diabeł w tobie siedzi? - szepnął.