starając się nie myśleć o tym, co ją czeka. Potem zgrabiła trawę, żeby przykryć ślady. Wzięła

Na szczęście w biurze potraktowano sprawę poważnie. W gabinecie Everetta zebrała się niewielka grupa ludzi. Młodszy z nich, z szopą piaskowych włosów, agent specjalny Randy Jackson, reprezentował Wydział Służb Technicznych i był szefem grupy zajmującej się podsłuchem. Z Narodowego Centrum Analizy Brutalnych Przestępstw przybyła agentka specjalna Glen- 66 da Rodman, starsza kobieta ze skłonnością do poważnych, szarych garniturów, oraz agent specjalny Albert Montgomery, którego nabiegłe krwią oczy i twarz przypominająca pysk psa gończego sprawiały, że Quincy już czuł się nieswojo. Montgomery albo przyleciał nocnym rejsem, albo dużo pił. Może jedno i drugie. Ale Quincy też nie wyglądał lepiej i chyba nie miał prawa osądzać innych. - Kto ma dostęp do twojego prywatnego numeru telefonu? - spytał Everett, a agentka Rodman wyprostowała się i przygotowała długopis i papier. - Moja rodzina - odparł natychmiast Quincy. - Paru profesjonalistów, w tej liczbie koledzy agenci i policjanci. Trochę znajomych. W notatkach znajduje się szczegółowy spis tych osób. Mam ten numer od pięciu lat i sam się zdziwiłem, że zna go tak dużo osób. - Pracowałeś przy dwustu dziewięćdziesięciu sześciu sprawach - odezwała się Rodman. http://www.laryngologia-zdrowie-co-i-jak.pl/media/ lub że nie może mieć pięknej korespondentki o blond włosach i imieniu Candi. - Wiele z nich z pewnością nie pobiera opłat - Quincy ciągnął wątek Glendy. - I prawdopodobnie większość z nich z zasady niszczy listy z zamówieniem ogłoszenia. - „Więzienne wieści prawnicze" to świetny tytuł - rzuciła. - Możemy skupić się na nim. - Dobrze. - Everett przytaknął z aprobatą. - Mogę zadzwonić do firmy telefonicznej - zgłosił się na ochotnika Jackson. - Dowiem się, czy ostatnio ktoś próbował ominąć ich zabezpieczenia. Mieliśmy nadzieję, że zechcą to ujawnić. Everett znów przytaknął. Wydawał się zadowolony. Ale Quincy masował sobie skronie. - Wątpię, czy znajdziecie oryginalny list z zamówieniem i kopertę -

144 Pan Zane się zawahał. Rainie wpatrywała się w niego. Podniósł przycisk do papieru, pamiątkę z jakiejś egzotycznej podróży. Wtedy ostrzej zabrała się do rzeczy. - Nazwisko! - Ben Zikka. Sprawdź swojego najlepszego przyjaciela. Bóg nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Wyprostował się. W jasnych promieniach słońca zmienił się ze wspaniałego człowieka w jeszcze wspanialszego anioła mściciela. Kochałam cię - pomyślała, kiedy jej płuca przestały funkcjonować. A chwilę później: - Powinnam była się domyślić. Czy jakikolwiek inny człowiek mógłby mnie pokochać? I jeszcze jedna myśl. Ostatnia, zanim jej ciałem wstrząsnęły konwulsje, kiedy płuca przestały pracować. - Twoje - wyszeptała. - T-t-twoje... Zmarszczył brwi. 213 - Nie! Nie, nie, nie...! - Twoje... - wyszeptała Mary Olsen i zamilkła ostatecznie.