- Chcę dalej żyć po swojemu. Tak, jak mi się podoba.

- Że co? - niegrzecznie wtrącił Pijak. - Ze wciąż stajesz się sobą i że zależy to tylko od ciebie. Małemu Księciu zaświtał w głowie pewien pomysł. - Czy byłeś kiedyś dzieckiem? - zapytał ciepło Pijaka. Pijak długo nie odpowiadał. Wreszcie powiedział: - Nie pamiętam. - Więc masz powód, aby nie pić! - rzekł radośnie Mały Książę. - Jaki? - wciąż ponurym głosem, ale z oznaką zainteresowania odezwał się Pijak. - Jak to jaki? Żeby to sobie przypomnieć! I żeby pamiętać, iż aby już więcej się nie wstydzić, powinieneś przestać pić! Spróbuj być najpierw przyjacielem dla samego siebie. Pomyślisz o tym? Pijak nie odpowiedział. Wyciągnął rękę po kolejną pełną butelkę, lecz zatrzymał ją w połowie drogi, a potem ją cofnął. - Pomyślę o tym... - usłyszał Mały Książę chyba już mniej ponury głos Pijaka. Mały Książę powoli wstał, a następnie pochylił twarz nad Różą i zamknął oczy. Mały Książę nie zdziwił się, kiedy Bankier nawet nie podniósł głowy na powitanie. Zauważył i tym razem, że odłożony na chwilę papieros Bankiera sam zgasł. Bankier jak zwykle był bowiem zajęty swoimi obliczeniami. - Dzień dobry - powiedział uprzejmie Mały Książę, lecz nie spodziewał się odpowiedzi. Usiadł naprzeciw Bankiera trzymając Różę przy swojej twarzy i wpatrywał się twarz Bankiera. Czekał aż ten go dostrzeże. Milcząca obecność Małego Księcia sprawiła, że po chwili Bankier zaczął się mylić: - Pięć miliardów osiemnaście milionów dziewięćset sześćdziesiąt siedem tysięcy osiemset dwadzieścia cztery plus http://www.maszynydobudowydrog.com.pl - Jeszcze raz! - zawołała wesoło. - I jeszcze! Wreszcie za piątym razem... Oczy malca rozbłysły jak dwie gwiazdki, a z jego gardziołka wydobył się rozkoszny gulgot. Uszczęśliwiona Tam¬my porwała go w objęcia i mało brakowało, by rozpłakała się ponownie. Kiedy chłopczyk został już nakarmiony i zasnął, z ocią¬ganiem położyła go do łóżeczka. Nie miała ochoty rozsta¬wać się z nim ani na moment. Całe jej dotychczasowe życie zostało wywrócone do góry nogami. Nie wiedziała, co po¬cznie dalej, ale jedno było pewne - ona i Henry będą odtąd nierozłączni. Do siódmej zostało jeszcze pół godziny. Tammy wzięła prysznic, umyła włosy, przebrała się w zapasowe dżinsy i prostą bawełnianą bluzkę - w plecaku nie miała nic innego - a potem wyjęła zaadresowaną do siebie kopertę i otwo¬rzyła ją. List napisała Lara. Gdyby Tammy wiedziała o wszyst¬kim wcześniej, nie poprzestałaby na zajęciu się Henrym, lecz spróbowałaby wkroczyć do akcji i uratować siostrę. Niestety, list przeleżał całe cztery miesiące w walizce... Kiedy rozległo się pukanie, Tammy miała ochotę roz¬szarpać księcia i całą jego rodzinę. Gotując się ze złości, szybko podeszła do drzwi, otworzyła je gwałtownym ru¬chem i... na widok stojącego za nimi mężczyzny na moment zapomniała o wszystkim. Jego Wysokość książę Broitenburga w galowym stroju prezentował się zabójczo, ale zwyczajny Mark w dżinsach i rozpiętej pod szyją koszuli wyglądał jeszcze atrakcyjniej. Teraz nie był już gładko uczesany, uroczo potargane włosy opadały mu kosmykami na czoło, niebieskie oczy patrzyły pogodnie, a na opalonej twarzy widniał uśmiech, jakiemu żadna kobieta nie mogłaby się oprzeć. Dzielił ich tylko jeden krok i Tammy miała nieprzepartą ochotę ten krok zrobić. - Czy Henry już zasnął? - spytał Mark. - Tak. Wejdź. - Przyniosłem mu coś. - Podał jej pluszowego misia i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok jej zdumionej miny. - Skąd wiedziałeś, że właśnie tego mu teraz potrzeba?

- Któregoś dnia odziedziczysz to wszystko. Spójrz, to twoje. To wielka odpowiedzialność, ale też i wielka radość. Nagle dotarło do niego, co powiedział. Radość... Aż przystanął z wrażenia. Do tej pory autentycznie nie cierpiał tego miejsca, ale tego dnia wydało mu się ono odmienione. Rozejrzał się dookoła z niekłamanym zachwytem i zrozu¬miał, że zaczyna patrzeć na świat oczami Tammy. Bezwiednie ruszył w stronę brzóz, wśród których rano stracił ją z oczu. - A tam jest twoja ciocia... - zaczął. Uświadomił sobie, co robi. Nie. Nic dobrego ^ tego nie wyniknie. Zmusił się, by zawrócić do zamku. Sprawdź - Pewnego dnia przyszedł do mnie pewien człowiek i poprosił, bym dał mu pracę. Uprzedziłem go, że praca będzie ciężka, lecz się nie zniechęcił. Muszę przyznać, że pracował wyjątkowo uczciwie i nigdy, jeśli chodzi o pracę, nie mogłem na niego narzekać. Niestety, dobrze wywiązywał się tylko z pracy... - Co się stało? - zapytał Mały Książę. - Kiedyś musiałem wyjechać na dłużej. Powiedziałem więc swemu pracownikowi, co ma robić i poleciłem mu, by dbało Światło Księżyca. Z pracy wywiązywał się jak zwykle bez zastrzeżeń... - A Światło Księżyca? - dopytywał się Mały Książę. - Właściwie to nawet nie wiem, co naprawdę się stało. Powiedział mi tylko, ze zapomniał o opiece nad kwiatem i kiedy zobaczył, że kwiat zmarniał, to go po prosu wyrzucił... Badacz Łańcuchów znów na chwilę zamilkł, lecz tym razem Mały Książę się nie dopytywał. - Kiedy zobaczył, jak bardzo byłem przywiązany do Światła Księżyca -ciągnął dalej swą opowieść Badacz Łańcuchów - chciał mi wynagrodzić stratę i zaczął sprowadzać różne kwiaty i inne rośliny. Stąd mam ich teraz aż