jeszcze napic, tak jak przedtem on sam. Ale usiadł, znowu

Nick zmarszczył brwi i przysiadł na brzegu obitej grubym sztruksem kanapy. Przypomniał sobie Cherise, taka, jaka była, kiedy ja widział ostatnim razem - tleniona blondynke o wyblakłych piwnych oczach, bez grama tłuszczu na drobnym ciele. Zawsze zbyt mocno opalona, przesadzała z makija¿em. Kiedy byli dziecmi, łaziła za nim jak pies. Wtedy, zanim ich drogi sie rozeszły, zanim oboje wpadli w swoje własne, odrebne kłopoty, nawet ja lubił. Ale stare, dobre czasy mineły i nigdy nie wróca. - Co słychac, Cherise? - U mnie wszystko w porzadku - powiedziała głosem nie wzbudzajacym zaufania. - Własciwie to cudownie. Wreszcie odnalazłam Pana. Wspaniale, pomyslał cynicznie. Po prostu, cholera, rewelacyjnie. - Doprawdy? - Moje ¿ycie... moje ¿ycie zupełnie sie odmieniło. - To chyba dobrze. - Nick nie był religijny i nie rozmyslał nad takimi sprawami, ale jesli Cherise postanowiła narodzic sie 35 http://www.max-creative.pl ja za element swojej paranoi. - Jesli pani zeznania sa zgodne z prawda, ktos celowo wyszedł na droge przed pani samochodem. Teraz jest pani prawdopodobnie jeszcze troche zagubiona, wiec nie wyciagałbym pochopnych wniosków z tego, co sie pani przypomniało. Ale pózniej znowu omal pani nie zgineła. 343 Zastanawiam sie, czy ktos nie mógł podac pani jakiegos srodka powodujacego wymioty, wiedzac, ¿e mo¿e sie pani udusic? - Nie, nie sadze- odparła. - Jadłam kolacje z rodzina na dole. Tego dnia pierwszy raz zeszłam, ¿eby zjesc z nimi kolacje. Jadłam tylko zupe, poniewa¿ jeszcze ciagle miałam zadrutowana szczeke. Pózniej jeszcze tylko cos piłam. Zawsze

towarzystwa i... - I oka¿a sie ostatnimi snobkami albo idiotkami, jesli nie zaakceptuja mnie takiej, jaka teraz jestem. Joanna Lindquist nie uciekła z krzykiem na mój widok, prawda? - To smieszne - mrukneła Eugenia, wstajac, ale nie odeszła od stołu. Sprawdź pierś. Nie było porównania z rześkim, słonawym powietrzem Seattle. Opuściła Zachodnie Wybrzeże dopiero dwa tygodnie temu, a już miała wrażenie, że upłynęły lata. Czas szybko leci, kiedy człowiek dobrze się bawi, pomyślała, klucząc po bocznych uliczkach i unikając głównej alei, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Nigdy nie złamała świadomie prawa. Dasz radę, powtarzała sobie. Ostatecznie nie tacy jak ona na co dzień włamywali się do domów i biur. Na ulicy za biurem ojca Shelby zawahała się, stając pod ogrodzeniem. Dzięki temu zorientowała się, że nadal panuje tu cisza i nikt nie zaparkował wozu w ciągu dziesięciu minut, które minęły od chwili, gdy przejeżdżała tędy ostatni raz. Teraz albo nigdy. Unikając oświetlonych przez latarnie miejsc, pobiegła wprost do tylnych drzwi budynku. Spoconymi palcami wkładała kolejno klucze do zamka. Dopiero trzeci pasował; obracał się tak łatwo, jakby był naoliwiony. Klik. Rygiel ustąpił. Shelby manipulowała przy gałce innym kluczem i zamek się otworzył. Wystarczył jeden ruch nadgarstka i drzwi stanęły przed nią otworem. Nagle włączył się cichy alarm, sygnał, że ma tylko kilka sekund, żeby wyłączyć to cholerstwo, zanim uruchomi