- Za nic w świecie! On ma tylko sześciopokojowy wiejski dom i żadnego tytułu.

- Rozmawiałem z Robertem. Podbiegła do niego, aż zatrzęsły się jej jasne loki. - I co? Gniewa się na mnie? - Chce się z tobą ożenić. Zarzuciła mu ręce na szyję i cmoknęła go w policzek. - Och, dziękuję, Lucienie! Taka jestem szczęśliwa. Już nie muszę za ciebie wychodzić! Balfour uniósł brew. - O, dziękuję. - Przecież ty też nie chcesz mnie poślubić. Sam mi to powiedziałeś. - Cofnęła się z podejrzliwą miną. - Zgodziłeś się, prawda? - Tak. Z radością. Na litość boską, tylko mnie nie uduś! - zawołał, kiedy znowu chciała go wyściskać. Uśmiechnęła się promiennie. - I co teraz? Zawiadomisz Lex? Wróci do Londynu? Na samą myśl, że miałby zaufać kuzynce, nie mówiąc o wtajemniczeniu jej w swoje plany, ogarnął go niepokój. Potrzebował jednak sojusznika. Potrzebował Rose. - Alexandra jest w Londynie. - Naprawdę? Gdzie się zatrzymała? Och, muszę jej powiedzieć o Robercie! - Pamiętaj, że to nie jest temat do „Timesa”. - Chwycił ją za rękę, żeby nie zaczęła http://www.meble-designo.com.pl/media/ - Nie stracisz. - Więc wyznaj, co przede mną ukrywasz. Popatrzyła na niego i uświadomiła sobie, że nadszedł moment, którego się obawiała. - Nie możesz mi zaufać? Cokolwiek to jest, widzę, jak cię pożera. Próbujesz to ukryć, ale ja widzę - dodał. - Och, Bryce - jęknęła, kryjąc twarz na jego piersi. Przytulił ją i pomyślał, że chyba jest świadkiem pod policyjną ochroną i będzie zeznawała w jakimś procesie. - Zaufaj mi, kochanie - poprosił. Wspięła się na palce i pocałowała go. - Dobrze - szepnęła. - Powiedz, co się dzieje. Odsunęła się na kilka kroków, by spojrzeć mu w oczy. - Ufam ci, a chodzi o moje życie - powiedziała. Na pewno jest strzeżonym świadkiem w jakimś procesie, utwierdził się w domysłach. - Pracuję dla rządu - wyznała. - Nie pracujesz. - Sądziłam, że chcesz poznać prawdę. - Oczywiście.

Jęknął ponownie, tym razem z rozpaczy, i ukrył twarz w dłoniach. Zupełnie zapomniał o torbie. Miał tam prawie wszystkie pieniądze, ubrania. Stracił wszystko, co posiadał. Z wyjątkiem pięciu dolarów. I kolczyków matki. Dzięki Bogu zachował kolczyki. Ubrał się szybko, jeśli można w ogóle mówić o szybkim poruszaniu się przy tak obolałych mięśniach, i pokuśtykał do kuchni, znęcony zapachem bekonu. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przez całą dobę nie miał nic w ustach. Gdy stanął w progu, miss Lily podniosła głowę znad patelni i spojrzała na niego przez ramię. - Widzę, że jednak się nie wyprowadziłeś. Sprawdź - Tak. - Od kilku tygodni jesteś dla mnie miły i wiem, że mógłbyś się we mnie zakochać, ale powiem ci prawdę, Lucienie. Proszę, nie gniewaj się, ale w rzeczywistości nie chcę cię poślubić. Dzięki Bogu. - Dlaczego? - Hm, jesteś bardzo... gwałtowny. Uśmiechnął się. - Doprawdy? - Nie zrozum mnie źle - rzuciła pospiesznie. - Jeśli ty i mama się uprzecie, zostanę twoją żoną. - Przygarbiła się lekko. - Zresztą nie widzę innego wyjścia. Mama jest bardzo zdeterminowana. - A co czujesz do Roberta Ellisa?