Przestąpiła ostrożnie próg i zajrzała do środka. Już chciała znaleźć jakiś wykręt, ale Alec

Czyż nie powiedziała mu o sobie wszystkiego w kościele? Zaufała mu. Dlaczego nie odpłacił jej tym samym? Zabolało ją, że przez cały czas świadomie coś przed nią ukrywał. Czy powinna mu wierzyć? Jedno wiedziała na pewno, nie chce pozostawać w nieświadomości. Wreszcie usłyszała turkot kół i po kilku minutach Alec wszedł do pokoju. Spojrzała na niego chłodno. Spuścił oczy i zdjął frak. - Wróciłem. - Widzę. Spojrzał na nią niepewnie i stanął nieco dalej, wsparty o jedną z kolumienek, podtrzymujących baldachim łóżka. Patrzył w dywan, jakby czekał, aż ona odezwie się pierwsza. Becky milczała, z satysfakcją obserwując jego zakłopotanie. - Kurkow przybył do Brighton - oznajmił - Nie powinnaś się pokazywać ludziom. - Dobrze. Alec zwilżył językiem wargi. - Jak wiele słyszałaś z tamtej rozmowy? - Za mało, żeby zrozumieć, o co chodzi. Podszedł i przyklęknął przy krześle, na którym siedziała, kładąc dłoń na jej przedramieniu. - Nie niszcz wszystkiego, proszę cię. Eva już nie ma nade mną władzy. Nie miała prawa się tu zjawić. Jesteś dla mnie wszystkim. - Twój urok tym razem ci nie pomoże. - Cofnęła rękę. - Chcę poznać prawdę. Zesztywniał, podniósł się i odwrócił tyłem do niej. Podszedł do okna i wsparł się o jego parapet. http://www.meblekuchenne.edu.pl/media/ - Powinnaś zrobić to samo. - Pieszczotliwie potarł palcem delikatną skórę pod jej oczami. - Mówisz jak Jasper - rzekła z irytacją. - Uchowaj Boże. Swoją drogą, gdzie mój szanowny brat? - Ma spotkania w kancelarii. Tu, w pałacu. Ochrona zdecydowała, że tak będzie bezpieczniej. - Czyli nie musisz się o niego martwić - stwierdził niemal wesoło. - Pamiętaj, że Cullenowie są niezniszczalni. A ty miej ją na oku - zwrócił się do siostry. - Nie pozwól jej się zamartwiać. A sama też nie wyglądasz najlepiej. - Oj, ty to potrafisz prawić komplementy! - Od tego właśnie są młodsi bracia! - Zaśmiał się krótko. - A teraz znikam. Bawcie się dobrze. Nie znalazł Beli w jej pokojach. Nie odpowiedziała, gdy zapukał, mimo to wszedł do środka. Był zły, że nie może z nią porozmawiać, a jednocześnie bardzo się o nią bał. Wprost nie mógł znieść myśli, że mogła w tym czasie narażać się na kolejne niebezpieczeństwo. Dla niego. I dla jego rodziny. Nie chciał szperać w jej rzeczach, ale podszedł do toaletki i spojrzał na drobne przedmioty, które tam zostawiła. Wśród nich było małe pudełeczko z emaliowanym wieczkiem, z wizerunkiem pawia. Ciekawe, skąd je ma, pomyślał, przesuwając palcem po gładkiej powierzchni. Dostała w prezencie? A może kupiła w którymś z londyńskich antykwariatów? Chciał dowiedzieć się nawet takich drobiazgów. To był jedyny sposób, by uporządkować własne uczucia. Musi przecież poznać kobietę, którą nimi obdarzył. Podniósł oczy i spojrzał do lustra. Napotkał w nim odbicie łóżka, w którym zeszłej nocy walczyli ze sobą, a potem się kochali. Chwilami zdawało mu się, że w absolutnej ciszy pustego pokoju słyszy odgłosy ich namiętności. Coraz silniej dręczyło go pytanie, czy Bella nienawidzi go za to, co zrobił. Instynkt podpowiadał mu, że również dla niej ich wspólne doznania były silne, niemal zdumiewające. Ale czy to wystarczy, by wybaczyła mu, że sforsował jej barierę ochronną? Nie obszedł się z nią delikatnie... Spojrzał na swoje dłonie i uświadomił sobie, że musiał jej zadać ból. Tak bardzo się starał, by nigdy nie zrobić krzywdy żadnej kobiecie. Jak na ironię, gdy w końcu spotkał tę wybraną, złamał tę zasadę. Podszedł do otwartego okna i spojrzał na ogród. Niełatwo mu było określić to, co czuł. Wciąż miał do niej żal, że go oszukała. I ciągle zdawało mu się, że kochając ją, kocha dwie różne kobiety, ale żadnej nie ufa. Wtedy zobaczył ją pośród bujnej zieleni. Wszystko się z czasem ułoży, powtarzała sobie jak zaklęcie. Najważniejsze, że spotkanie z Blaquiem poszło w miarę gładko. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, najdalej za tydzień wreszcie go dopadną, a ona odniesie największy zawodowy sukces. Niewykluczone, że nagrodą za udaną operację będzie awans na stopień kapitana. Tylko co potem? Czas pokaże, pomyślała. Może po prostu weźmie zasłużony urlop i pojedzie na wakacje. Od dawna marzyła o podróży do Ameryki. W miastach takich jak Nowy Jork lub San Francisco łatwo zgubić się w tłumie. Zresztą może zrobiłaby lepiej, wracając na jakiś czas do Anglii. Mogłaby pojechać do Kornwalii. Wprawdzie tam nie ma szans się zgubić, za to mogłaby spróbować się odnaleźć. Jedno wszak jest pewne. Już niedługo będzie musiała opuścić Cordinę. I Edwarda. Przygnębiona usiadła na ławce pod cienistą kopułą bujnej glicynii. Kim jestem? Od dawna nie zadawała sobie tego pytania, teraz zaś nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Do tej pory jej dwoista natura była prawdziwym darem losu, bez którego nie mogłaby wykonywać swej pracy. Nie przeszkadzało jej, że z jednej strony pociąga ją spokojne życie, wypełnione lekturą i dyskusjami o literaturze, a z drugiej trawi ją żądza przygód. Dwie kobiety, które w niej tkwiły, współistniały dotąd zgodnie i harmonijnie. Jedna czytała książki, druga nosiła broń i nadstawiała karku. To się skończyło. Bardzo żałowała, że nie może porozmawiać z ojcem. On jeden potrafiłby ją zrozumieć, może nawet pomóc. Nikt lepiej od niego nie wiedział, co to znaczy prowadzić podwójne życie. Niestety, nie może się z nim skontaktować. Ryzyko jest zbyt duże. Jej praca oznacza całkowitą samotność. Nie zadawałaby sobie tych wszystkich pytań, nie zadręczała się nimi, gdyby nie Edward. To przez niego cierpiała i wątpiła w to, co dotąd przyjmowała za pewnik. A on? Znienawidził ją. Zeszłej nocy posiadł jej serce, umysł i ciało.

handlowym i sojuszom wojskowym jego ojczyzna mogłaby ciągnąć zyski z brytyjskiego przemysłu i potęgi morskiej. Był to bezpieczny plan, ale zagrażał mu jeden jedyny drobiazg - dziewczyna, która właśnie stukała do książęcych drzwi. Becky nigdy jeszcze nie była tak zdenerwowana. Układała sobie akurat w myśli przemowę do lorda namiestnika, gdy wielkie białe drzwi drgnęły i zaskrzypiały. Na progu stanął kamerdyner o władczym wyglądzie i krzaczastych, siwych brwiach. Sprawdź Alec już trzeci kwadrans czekał na zamówione wiktuały Chętnie zdjąłby z siebie przemoczone ubranie, lecz do tego potrzebował gotowalni. Wreszcie posłaniec powrócił z wielkim koszem, elegancko nakrytym firmową serwetką. Wystawały spod niej butelka szampana i długa bułka. Pokój z miejsca wypełnił zapach najlepszego jadła od Watiera. Alec postawił koszyk na stoliku pośrodku pokoju, nalał do dwóch kieliszków beaujolais i poszedł po Becky. Zamarł w bezruchu pod gotowalnią. Przez uchylone drzwi ujrzał Becky wychodzącą z wanny i wycierającą się puszystym, białym ręcznikiem. Dobre wychowanie nakazywało mu się cofnąć, ale pozostał na miejscu. Wpatrywał się jak zaczarowany w ciemne włosy, rozsypane na białych plecach. Przeniósł wzrok niżej, na biodra i długie, smukłe nogi. Jednym szybkim ruchem Becky wślizgnęła się w błękitny szlafrok i znikła mu z pola widzenia. Zmusił się, żeby odwrócić wzrok. Dziewczyna ukazała się w drzwiach, czesząc długie, wilgotne włosy, rozgrzana