- W dniu śmierci pańskiej żony - zaczął Malloy, nie zmieniając tonu

- Jesteśmy inni, ale nie chodzi mi o ten aspekt. - Shey, coś ci powiem... - Cii... Już zaczynają. - Dobry wieczór, Erie! - Na scenę wyszła wokalistka i wesoło powitała zebranych. Tłum odpowiedział zgodnym pomrukiem i po chwili rozległy się pierwsze takty muzyki. - Bardzo lubię muzykę. Każdy rodzaj, od klasyki po folk i country - szepnęła Shey. - W lecie bardzo często odbywają się tu koncerty. Dobrze trafiliśmy, dziś będą grać utwory Jimmy'ego Buffeta. Oczywiście domyślam się, że ty spędzasz wolny czas, słuchając wyłącznie Bacha i Mozarta. - Słucham klasycznej muzyki, ale nie wyłącznie. Folku i country również. Popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Czy to możliwe? - Posługujesz się swoimi wyobrażeniami na mój temat - miękko rzekł Tanner. - Wyobrażeniami, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Może powinnaś przestać. W gruncie rzeczy nic o mnie nie wiesz. - Poza tym, że chcesz się ożenić z moją przyjaciółką http://www.meblekuchennesklep.com.pl/media/ - Nie zapominaj, że prowadzisz. - Chyba że założą blokadę. Przyjemny, nisko sklepiony pub był zatłoczony, ale gdy Matthew przyniósł drinki, Sylwia wskazała mu dwa miejsca w kącie. Nie tracąc więcej czasu, przystąpiła do rzeczy: - Karo powinna unikać tego typu spraw. - Oczywiście - przyznał. - Mnie też one nie wychodzą na dobre, możesz mi wierzyć. - Ale ty jesteś silniejszy. - Na pewno powinienem być... Chociaż w tej chwili tak się nie czuję. - Bez względu na to, co czujesz, i tak jesteś silniejszy od Karo. - I po chwili dodała: - Emocjonalnie, psychicznie.

Coś wisiało w powietrzu. Coś ważnego i - jak się obawiała - złego. Emocje rosły i osiągnęły stanowczo za wysoki poziom. Trzy siostry były zbyt napięte, zbyt nieszczęśliwe i każda na swój sposób 325 czegoś się obawiała. - Tak dalej być nie może - powiedziała cicho do psa. Sprawdź wywołać eksplozję. - Flic! Imogen! Chloe! To ja, Matthew! Nawoływał je cały czas, penetrując szybko parter, sprawdzając każdy pokój po kolei. Starał się działać metodycznie, choć dym i ciemność nie pozwalały mu biec. Nikomu nie pomożesz, jeśli rozwalisz sobie ten durny łeb. - Odezwijcie się! Gdzie jesteście? Wezwałem straż! - Matthew! Głos Flic dobiegał z góry. - Idę! - Rozkaszlał się, bo gryzący dym wpadł mu do gardła. Mokre szmaty. Przedostał się do kuchni, wpadł na krzesło i stłumiwszy przekleństwo, zamrugał kilkakrotnie piekącymi oczami. Gdzieś z prawej strony