Jesteś niesamowita!

zdążyła się przekonać, że ten Amerykanin nie należał ani do łowców majątku, ani do męskich szowinistów. Nagle przypomniały jej się horrendalne oskarżenia Imogen... i zaraz z pewną konsternacją uświadomiła sobie, jak elegancko zachował się Matthew po zasłabnięciu Sylwii i przedtem, wobec dramatu Johna Pascoe. Jak trwał przy nich w szpitalu, mimo jawnej wrogości Flic, najwyraźniej dlatego że naprawdę zależało mu na Sylwii... Oczywiście, to wszystko nie znaczy, że nie byłby zdolny do zarzucanego mu czynu. A jednak znów wróciła myślą do tego, co znalazła pod podłogą, oraz do uporu Imogen, odmawiającej rozmowy o swoich kłopotach zarówno obecnych, jak tych z przeszłości. - To na nic - powiedziała głośno i nagle spojrzała na siebie okiem Matthew oraz, co znacznie ważniejsze, także okiem Sylwii: krytykująca wszystko, wścibska baba, która narzuca się całej rodzinie i na nic się nie przydaje. No cóż, z pewnością nie udało się jej z Imogen, a co za tym idzie, z jej siostrami. A przede wszystkim - i to najistotniejsze - miała rację czy nie, ale zawiodła Karo. - Na nic... - powtórzyła. http://www.meblenawymiarsklep.net.pl/media/ -Shey... - Nic nie mów... ani słowa. Nie mogę w to uwierzyć. Chcesz dać mi pierścionek, który był przeznaczony dla Parker? Obiecałeś wrócić do domu z narzeczoną, więc łapiesz pierwszą z brzegu dziewczynę... - Ten pierścionek kupiłem specjalnie dla ciebie. I zapewniam cię, że wcale nie łapię pierwszej lepszej dziewczyny... - Dobra, niech ci będzie. Tak czy inaczej zabieraj go. - Shey, zdążyłem cię trochę poznać. Pozujesz na twardą kobietę, ale to tylko maska, pod którą ukrywasz złote serce. Shey czuła, że się rumieni. Jak uczennica. Jej policzki piekły ogniem. Ten mężczyzna robił z nią coś niebywałego.

zapytała, czy może z nimi pojechać, to podobno właśnie Flic ją skarciła. Matthew niedawno zastanawiał się, co tym razem strzeliło pasierbicom do głowy, dlaczego nagle tak im zależy na pozbyciu się ich obojga z domu. Może chciały wykorzystać ten czas na dalsze urabianie babki przeciwko niemu, chociaż Sylwia nie była taka Sprawdź - No tak... W nocy płakał w poduszkę. Jeszcze zanim usłyszał tamtą nowinę, płakał nad stratą Karo, jej ciepła, radości, pociechy, jaką dawała mu zarówno jej fizyczna obecność, jak duchowe pokrewieństwo. Teraz jednak opłakiwał dziecko, które nosiła. Ich dziecko. Jego własne dziecko. Do pracy wrócił dopiero po dziewięciu dniach na wyraźną zachętę Sylwii. Chociaż teściowa nigdy nie lubiła wczesnego wstawania, teraz nie mogła spać dłużej niż kilka godzin. Przygotowywała śniadanie, a kiedy Matthew wracał, wciąż jeszcze krzątała się przy dziewczynkach i przy nim, nie opuszczając ich na krok.