pożądaniem. Próbowała odkryć, na czym polega ta różnica, ale odpowiedź wciąż jej się wymykała. Może dlatego, że sam Diaz pozostawał tak nieuchwytny, odległy i nieodgadniony. Co ciekawe, żadnej z tych cech nie zauważyła w nim wczoraj. Wycierając się, automatycznie dotknęła biodra, by sprawdzić swój plasterek antykoncepcyjny. Zamarła: dłoń przejechała po gołej skórze. Przerażona, spojrzała sobie w oczy w lustrze, konstatując, że nie tylko plasterka nie ma, ale nie było go tam od dłuższego czasu. Mniej więcej od jakichś trzech tygodni. Miała okres. Pamiętała to mgliście: Diaz pojechał kupić dla niej tampony. Zazwyczaj nosiła plasterki przez trzy tygodnie, co siedem dni zmieniając na nowy. Potem był tydzień przerwy i w tym czasie Milla zawsze miała miesiączkę. To oznaczało, że albo przypadkiem oderwała plasterek, albo odpadł sam. Zresztą i tak po tygodniu przestawał działać, równie dobrze mogła dostać okresu z przyklejonym, lecz nieskutecznym plastrem. Jednak nie przypominała sobie, by przyklejała albo odklejała ostatnio plaster. an43 443 http://www.medycznie.net.pl sąsiedni grób, potem za kolejny, stopniowo docierając do upatrzonego punktu. Zasłaniając dłonią zegarek, przycisnęła guziczek, aby an43 40 oświetlić tarczę: dziesiąta trzydzieści dziewięć. Mogło to oznaczać, że ich oszukano - albo po prostu Diaz i jego kumple się spóźniają. Miała nadzieję, że tak właśnie było; szkoda, by cały ich wysiłek poszedł na marne. Nie. Nic nie szło na marne. Wcześniej czy później odnajdzie syna. Musiała tylko uważnie śledzić wszystkie tropy. Robiła to od dziesięciu lat i poświęci następne dziesięć, jeśli tak będzie trzeba. Albo dwadzieścia. W ogóle nie wyobrażała sobie zarzucenia
- Daj spokój - Rip wyglądał na zupełnie nieporuszonego jej wybuchem. - Po prostu... daj spokój. Nie zostawię cię. Będziemy dalej żyć, jak żyliśmy Nic się nie zmieni. - Zwariowałeś?! Jak może się nic nie zmienić? Jak możesz jednego dnia kogoś kochać, a nazajutrz traktować jak obcą osobę?! - Powiem ci jak - w głosie Ripa zabrzmiała nagle jadowita nuta. Sprawdź amazonkę. Nie mogłem dotrzymać ci kroku, nie było nawet po co próbować. Byłaś tak twarda, tak odważna i zdeterminowana, że ja od razu stałem na przegranej pozycji. - Nie chciałam - odparła wzdychając. - Ale po prostu nie byłam w stanie zająć się czymś innym. Widzieć, słyszeć coś innego. Wiedziałam, że on gdzieś tam jest, a ja muszę go znaleźć. - Chciałbym wtedy mieć taką pewność. Zazdrościłem ci tego. Determinacji, przekonania, że Justin żyje. Ja... nie wierzyłem. Ja w duchu pogrzebałem go już dawno temu. Myślałem, że to już koniec. A teraz, kiedy wiem, że jest cały i zdrowy, czuję się takim dupkiem. Poddałem się. Ukrył twarz w dłoniach. an43