Gloria chwyciła jego rękę i podniosła do ust. Poczuł jej łzy na palcach.

- Boli mnie głowa. - Mnie rozboli bardziej, gdy będę musiał sam zajmować się harpiami. Proszę się ubierać. W czarnym stroju wieczorowym prezentował się wspaniale. Przypominał greckie posągi z muzeum. Lecz nawet genialny rzeźbiarz nie potrafiłby oddać blasku oczu Luciena Balfoura, tchnąć w kamień jego siły i pewności siebie. Alexandra dobrze wiedziała, jak niebezpieczne mogą być objęcia hrabiego. Niebezpieczne dla resztek jej reputacji, ciężko zdobytej niezależności i serca. - Mam coś na nosie? Oblała się rumieńcem. - Przepraszam. Dobrze pan dzisiaj wygląda. W trzech krokach pokonał dzielącą ich odległość. Alexandra wstała pospiesznie. - Podoba mi się takie uczesanie - stwierdził, pożerając ją wzrokiem. Przesunął dłonią po jej rozpuszczonych włosach. Zadrżała. - Spóźni się pan. Poza tym nie powinien pan tutaj przychodzić. - Niech pani nie będzie pruderyjna. - Opuścił rękę, ale nie odrywał wzroku od jej twarzy. - Dałem pani wolny poniedziałek, a nie dzisiejszy wieczór. Proszę wypełnić swoje obowiązki, panno Gallant. - Lepiej przysłużę się Rose, zostając w domu. http://www.mojabudowa.biz.pl muszę jakoś się do ciebie zwracać. Diabeł niewiele tu pomoże. - Todd - burknął, nie patrząc jej w oczy. - Todd Smith. Skinęła głową. - Zaraz wracam, Todd. Chyba masz dość oleju w głowie, żeby nie próbować ucieczki. ROZDZIAŁ SZESNASTY Ledwie Lily wyszła z kuchni, Santos wstał z krzesła. Spojrzał na swoje gołe nogi i zaklął w duchu. Cholera, okazała się sprytniejsza od niego. Nie uciekłby daleko: ranny, a na dodatek bez spodni, był unieruchomiony na dobre. - Cholera - powtórzył głośno. Już widział, jak kuśtyka River Road w ręczniku na biodrach. Nie miał wyjścia, musiał jej zaufać. Wielu ludziom próbował ufać przez ostatnie półtora roku, poczynając od beznadziejnie tępych detektywów z wydziału zabójstw. Zaufanie! Zrezygnowany, pełen najgorszych przeczuć, opadł z powrotem na krzesło. Zamknął oczy, pewien, że za chwilę do kuchni wkroczy gliniarz, weźmie go za tyłek i odwiezie ciupasem do Nowego Orleanu. Nie, starsza pani nie zrobi mu tego, powiedział sobie nagle z niespodziewaną pewnością i przekonaniem. Miała cięty język, ale i ciepłe, serdeczne spojrzenie. Było w jej zachowaniu coś, co naprawdę budziło ufność. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Tak czy inaczej, tkwił w jej domu niczym w pułapce. Ciocia Lily. Czy go okłamała? Nie, nie okłamała. W chwilę później weszła do kuchni w towarzystwie starszego pana, który zamiast odznaki i pałki miał przy sobie skórzaną torbę lekarską. Tak jak zapewniała, przyjął bez zastrzeżeń historyjkę o tym, że Todd jest krewniakiem pewnej przyjaciółki. Nie dopytywał się, skąd obrażenia i w ogóle starał się zadawać jak najmniej pytań.

W drugich drzwiach natychmiast zjawił się kamerdyner i zaczął wyganiać z sali służbę i robotników. - Pięć minut, Wimbole! - rzucił hrabia. Gdy zobaczył, że oczy kuzynki wypełniają się łzami, dodał z irytacją: - Rose, zostaw nas na chwilę. - Ale... - Już! Sprawdź - Zawiodłaś nas - ciągnęła matka. - Oczekiwaliśmy od ciebie czegoś więcej, a ty zachowałaś się jak... dziwka! - Nieprawda! To ty chcesz, żebym taka była! Cieszysz się, prawda? Jesteś po prostu szczęśliwa! - Słyszysz, Philipie, jak ona się do nas odzywa? Boże drogi, co się stało z naszą córką? Hope podniosła rękę do piersi, jakby nagle serce odmówiło jej posłuszeństwa, ale Gloria nie dała się nabrać na jej teatralne gesty. Spojrzała ponownie na ojca. - Nie słuchaj jej, tato. Ona mnie nienawidzi, zawsze mnie nienawidziła. Ona chce mi dokuczyć, chce odsunąć ode mnie ludzi, których kocham. Proszę, tato, wysłuchaj mnie tym razem. Przez moment miała nadzieję, że ojciec weźmie jej stronę. Kiedy się jednak odezwał, cała nadzieja prysła. - Jak mogłaś to zrobić, Glorio? - zapytał cicho. – Jak mogłaś tak nas okłamywać? Jesteśmy twoimi rodzicami, chcemy twojego dobra. A ty odpłacasz się nam... - pokręcił głową - idąc do łóżka z pierwszym lepszym. Łzy ją dławiły. Nie mogła uwierzyć, że ojciec mówi do niej w ten sposób, że patrzy na nią takim wzrokiem. - Nie poszłam do łóżka z pierwszym lepszym! Kocham Santosa! Kocham go tak bardzo, że... - Glorio - ojciec przerwał jej z wyrazem niesmaku na twarzy. - Nie wspominaj o nim. To śmieć. Człowiek bez zasad. Marny typ, który wykorzystuje niewinne dziewczęta. - Jak możesz tak mówić? Nie znasz go, na oczy go nie widziałeś. Powtarzasz to, co ona ci powiedziała. - Gloria czuła, jak w jej głosie narasta histeria, ale nie panowała już nad sobą. - On niejest śmieciem, tato! To uczciwy, mądry chłopak! Kocham go! Jemu też na mnie zależy! Hope stanęła naprzeciwko córki i spojrzała jej prosto w oczy.