kto stanął za nią.

poranka. - Och, Dane, jesteś wulkanem ognia i energii - zauważyła Kelsey, wpatrując się w butelkę, z której oddzierała etykietę. - Do zobaczenia, Kelsey. - Jasne. - Wreszcie na niego spojrzała. - Było wspaniale. - Poczekajcie - powiedziała z namysłem Cindy, jakby nie usłyszała tej pożegnalnej wymiany zdań. - Wiesz, Dane, mam świetny pomysł. Zaproś nas na piknik. - Cindy - zaprotestowała Kelsey. - Jesteś niegrzeczna. Nie możemy się wpraszać. Poza tym pomyśl. Dane lubi swoje przyziemne życie. A tak, musiałby wstać z leżaka i przyrządzić dla nas coś do jedzenia. Dane odniósł wrażenie, że Kelsey naprawdę nie ma ochoty go odwiedzić. Cindy upierała się jednak przy swoim pomyśle. - Pamiętasz dawne czasy? Razem z twoim ojcem http://www.mojabudowa.org.pl/media/ kobiet. Zapewne czekała, by móc zabrać jednego z klientów do któregoś z tych boksów z zasłonami. Przemaszerowała przez wybieg, jakby robiła to od zawsze. Uśmiechała się obiecująco, przystawała, przybierała prowokacyjne pozy, kusiła, zatańczyła przy rurze, niemal uprawiając z nią seks na oczach gości i budząc szalony entuzjazm. Posypały się pieniądze, rozochoceni mężczyźni dosłownie ryczeli. Mary zeszła ze sceny, zaczęła przechadzać się między stolikami, oferując dla chętnego prywatny taniec za sceną. Wciskano jej banknoty za bieliznę, gwizdy aprobaty i okrzyki zachęty stawały się coraz głośniejsze. Jeden z klientów zaoferował jej tysiąc dolarów. Mary obrzuciła szacującym spojrzeniem biznesmena z podwójnym podbródkiem, jej wargi na króciuteńki moment wykrzywił wyraz pogardy,

dawały poczucie ukojenia. Cóż, chyba na niewiele osób słynna Bourbon Street miała równie kojące działanie... Nagle z tego miłego stanu wytrąciło ją poczucie, że coś jest nie tak, że ktoś wpatruje się w nią intensywnie. Gwałtownie otworzyła oczy i rozejrzała się. - Hej, słyszałaś, co powiedziałam? - Maggie Canady szturchnęła ją Sprawdź na lewym policzku, zaznaczony na obydwu szkicach. Mężczyzna nie wydawał się jednak tą samą osobą. Na drugim rysunku był wyższy i potężniejszy. Nie gruby, a właśnie potężniejszy. Nachyliła się, żeby lepiej się przyjrzeć, i ten ruch sprawił, że trzymane na kolanach papiery rozsypały się, spadając na podłogę. Wstała, a potem uklękła na podłodze, część kartek wpadła bowiem pod łóżko. Gdy je zbierała, natrafiła na deskę, która się poruszyła. Najpierw pomyślała, że podłogę trzeba naprawić, potem nacisnęła deskę i stwierdziła, że można ją wyjąć. Schowek. Dane przechowuje tu...