Nie odpowiedziała od razu. Darren lubił przewodzić, mieć

opuszczał Althorpe tylko wtedy, gdy wzywały go obowiązki w parlamencie, i czym prędzej wracał. - Chętnie zobaczyłabym rodową posiadłość. Sinclair i Kit bardzo ją lubią. Widziałam wprawdzie rysunki Thomasa, ale nie ma to, jak zobaczyć dane miejsce na własne oczy. - A, tak, bazgroły Thomasa. - Kingsfeld się zaśmiał. - Lepiej nie trzymać niczego, co w wypadku niespodziewanej śmierci wprawi spadkobierców w zakłopotanie. - Oglądał pan kiedyś jego prace? Nie rozumiem, jak mogłyby wywołać inną reakcję niż dumę i jednocześnie smutek, że nie zdążył rozwinąć talentu. - Więc uważa się pani za znawczynię sztuki? Victorię coraz bardziej irytował ton pobłażliwej wyższości i przekonanie Kingsfelda o jej ograniczeniu umysłowym. Nie miała ochoty być dla niego uprzejma tak jak ostatnim razem. - Może nie szkiców węglem i ołówkiem, ale pejzaży. Szczególnie lubię ogrodowe portrety Gainsborougha. http://www.my-medyczni.net.pl/media/ więc na razie Grafton House był wolny od szpiegów. Zamknęła drzwi i obrzuciła pokój uważnym spojrzeniem. Po plecach przebiegł jej lekki dreszcz. W tym pomieszczeniu zginął gwałtowną śmiercią człowiek. Dlaczego akurat tutaj? Dlaczego tamtej nocy? Musiały zostać jakieś ślady. Sinclair przeszukał biurko i nic nie znalazł, ale morderca pierwszy miał okazję usunąć kompromitujące listy lub notatki. Jej mąż zapewne wziął pod uwagę, że ludzie niekoniecznie trzymają prywatne zapiski w widocznym miejscu, ale zważywszy na wielkość gabinetu, mógł coś przeoczyć. Podeszła do regału stojącego przy drzwiach. Zaczęła

Więc dlaczego? Co wiesz, czego ja nie wiem? – Nie lubię rozmawiać przez telefon, czując czyjś oddech na szyi. – Ja też nie. – Ale ty nie wiedziałaś, że tu jestem. – Skoro nie chcesz, żebym słuchała, jak rozmawiasz przez Sprawdź chwilę straciła równowagę psychiczną. To się zdarza przy tej presji, pod jaką nieustannie się znajdujemy. Sidney z niedowierzaniem potrząsała głową. – Jack, Jack! Ta kobieta jest w tobie zakochana. – Nie. Zwyczajnie ją poniosło. A nawet jeśli, to co ja mogę z tym zrobić? Jest dla mnie bardzo cennym pracownikiem. – Dobry Boże. Brzmi to tak, jakbyś mówił o ulubionym piórze. – Nie chciałem, żeby tak wyszło. Sidney, przecież nie wyrzucę jej z pracy za to, że ma do mnie słabość. Jeśli wyniknie z tego jakiś problem, to się nim zajmę. – Oczywiście, że tak. To twoja sprawa, nic mi do tego. Przepraszam, że się wtrącam – powiedziała rzeczowo, bez śladu urazy.