Rainie przeszyła go piorunującym spojrzeniem i zajęła się nadesłaną wiadomością.

CONNER: Z sejfu? Nie był zamknięty? O’GRADY: Był. Ojciec zawsze go zamyka.. CONNER: Więc jak się dostałeś do środka? O’GRADY: Jestem bystry, no nie? Jestem bardzo bystry. Chwila przerwy. CONNER: Dobrze, Danny. Byłeś na tyle bystry, żeby otworzyć sejf, wyciągnąć dwie sztuki broni i przynieść je do szkoły. A potem byłeś na tyle bystry, żeby co zrobić, Danny? Cisza. CONNER: Użyłeś broni w szkole? Zacząłeś strzelać na korytarzu? Cisza. CONNER: Danny, próbuję ci pomóc. Ale żeby to zrobić, muszę wiedzieć, co się stało dziś po południu. Te dziewczynki i nauczycielka nie żyją, Danny. Rozumiesz,, czym jest śmierć? Przerwa. O’GRADY: Moja babcia nie żyje. Byliśmy na pogrzebie. To jest śmierć. CONNER: Rodzice płakali? Byli bardzo smutni? Tak jak dzisiaj? Widziałeś, jak ojciec płakał, Danny. Rozumiesz, dlaczego płakał? O’GRADY: Tak. (ledwo słyszalnym szeptem! Tak. CONNER: Co się stało dziś po południu, Danny? Co zrobiłeś? Byłeś po prostu aż tak wściekły? Dlatego? Cisza. http://www.nerlit.pl/media/ – W moim gabinecie, już mówiłem. To jakieś szaleństwo! Za każdym razem, kiedy próbuję pomóc... – Danny wspominał ci kiedyś, że spotkał się ze swoim korespondentem? – kontynuował bezlitośnie Quincy. – Z nowym kolegą? Z kimś spoza miasta? – Nie pamiętam... – No Lava, panie Mann. Wiedział pan, że Danny dostawał maile. Wzbudziły pana podejrzenia, prawda? Danny powiedział coś, co pana zastanowiło, ale pan to zlekceważył. A teraz się pan boi. Pokpił pan sprawę. Był pan jego psychologiem i zawiódł go. Richard Mann zaczął ciężko oddychać. Nad górną wargą pojawiły się krople potu. – Ja... ja... Quincy pochylił się do przodu. W pełni kontrolował sytuację. Jego głos zabrzmiał nieco metalicznie. – Stoi pan kilkadziesiąt metrów od grobów dwóch zamordowanych dziewczynek, panie

Przesłuchujący stanął naprzeciwko niego. - Cześć, Albert. - Quincy odezwał się tak krystalicznie czystym głosem, jakiego Albert jeszcze nigdy nie słyszał. - Teraz moja kolej na to, żebym powiedział ci parę rzeczy, których nie wiesz. Po pierwsze, jestem pewien, że Kimberly czuje się dobrze. A po drugie, ja nie jestem Pierce Quincy. - Mężczyzna uniósł rękę i ściągnął z głowy perukę, którą Glenda i specjalistka od Sprawdź Teraz na lewej ręce miała duży koszyk piknikowy. Kupiła go przed wieloma laty. Zrobiła to pod wpływem impulsu, myśląc o życiu, jakie chciałaby wieść, a nie jakie wiodła. Kiedy Tristan zaproponował przejażdżkę, od razu pomyślała o tym koszu. Odszukanie go w spiżarni zajęło jej około dwudziestu minut. Potem włożyła do niego krakersy i ser brie, winogrona i kawior, świeżą bagietkę i butelkę szampana La Grande Dame. Tristan wydał się jej człowiekiem o wyrafinowanym guście i dlatego chciała zrobić na nim wrażenie. Zerknęła na zegarek. Dziesięć po siódmej. Znów zaczęła się denerwować. Co będzie, jak nie przyjedzie? Nie, dlaczego miałby nie przyjechać. Ostatecznie poprzedniego wieczoru sama spóźniła się prawie dwadzieścia minut. Żeby tylko przyjechał. Chciała jechać na tę wycieczkę, daleko od domu, który był zbyt duży, i od miasta, które przywoływało zbyt wiele wspomnień. Chciała wyrwać się ze skóry rozwiedzionej kobiety w średnim wieku i cieszyć