zapewne chcąc jej odebrać broń. Wodziła pistoletem od lewej do prawej i z powrotem,

- Porozmawiam z nim jutro, ale to nie powinno cię obchodzić. - Obchodzi mnie o tyle, o ile wynik tej rozmowy będzie miał wpływ na moją sytuację. - Wbrew temu, co sądzisz, nie jestem skończonym idiotą. Twoja sytuacja w niczym się nie zmieni. - Wyjął z kieszeni pistolet i położył go na nocnym stoliku. - Proszę, twoja własność. Nie przebaczy jej. Myślała, że jest do tego przygotowana. Myliła się. - Dziękuję - rzekła chłodno, chowając broń do szuflady. - Doskonale pani strzela, lady Isabell. - Miałam dobrych nauczycieli. Brutalnie chwycił ją za ramię. - O, tak! Ale dobrzy nauczyciele to za mało. Jakie jeszcze talenty ukrywasz? Po mistrzowsku oszukujesz, to na pewno. A poza tym? Iloma kobietami potrafisz być jednocześnie? - To zależy od zadania, które dostanę. Wybacz, jest późno, a ja czuję się zmęczona. - Nic z tych rzeczy, moja droga. - Wolną ręką chwycił ją za włosy. Myślał o tym, co z jej powodu przeżył jednego wieczoru. Strach, przerażenie, wreszcie zdradę. - Tym razem nie dam się ogłupić. Cicha, dystyngowana angielska dama już na mnie nie działa. Wykładaj karty na stół, Isabello. Nienawidziła się bać. Uważała strach za wyjątkowo poniżające uczucie. Teraz jednak nie umiała się przed nim bronić. Nie lękała się, że Edward ją uderzy, albo że swoim porywczym zachowaniem przekreśli wszystko, co zdołała osiągnąć. Bardziej niż bólu i klęski bała się tego, że zawsze już będzie na nią patrzył z pogardą. - Nie sądzę, żebym mogła powiedzieć ci wiele więcej, niż usłyszałeś od Emmetta. Operacja, w której biorę udział, jest przygotowywana od dwóch lat. Międzynarodowe służby bezpieczeństwa chciały wprowadzić swojego agenta w szeregi... - To już faktycznie słyszałem - przerwał jej w pół słowa. Puścił ją i cofnął się, ale dłonie miał zaciśnięte w pięść. - Podobno powinienem być ci wdzięczny, że jesteś taka dobra w tym, co robisz. - Nie potrzebuję wdzięczności, tylko współpracy. - Więc trzeba było od razu o nią poprosić. Uniosła nieco głowę. - Edward, to, co robię, nie zależy od mojego widzimisię. Ja wykonuję rozkazy. Byłeś w wojsku, więc wiesz, o czym mówię. - Wiem również, czym jest honor. - Rozwścieczony, znowu chwycił ją za ramiona. - Wciągnęłaś mnie w swoją grę. Wykorzystałaś to, co do ciebie czułem. - Nie powinieneś był w ogóle nic do mnie czuć. - Nie zawsze mamy na to wpływ. Za to w innych kwestiach pozostaje nam wolny wybór. Czy musiałaś użyć mnie do swoich celów? http://www.nfz.info.pl/media/ wszystkim byli niezależni i samodzielni. Na początku Becky myślała, że zdoła sobie poradzić sama. Później jednak zaczęła w to wątpić. Michaił był zbyt potężny, wpływowy i bogaty. Ledwie zdołała umknąć przed jego Kozakami. Może stracić wszystko, jeśli popełni jakiś błąd. A to może jej się przydarzyć po prostu ze zmęczenia. Dom, wolność, a może nawet i cnota, wszystko wisiało na włosku. Nienawidziła tego miasta. Miała wrażenie, że dotarła do Londynu tylko po to, żeby tu umrzeć. Płaskie fasady domów, skrytych za żelaznymi ogrodzeniami, nie mogły dać jej schronienia. Mogłaby przespać się na sianie, lecz przejścia wiodące do stajen były zamknięte na głucho. Jest wnuczką hrabiego, a nie ma się gdzie podziać. Zbliżyła się do otoczonego ogrodzeniem parku. Było tu nieco raźniej, więc odczytała tekst na miedzianej tabliczce. Do licha! To nie St. James tylko Hanover Square. Rozejrzała się wokół z przygnębieniem, nie wiedząc dokąd pójść. Grzmot w oddali przywiódł jej na myśl wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, które

Wybiegła z gotowalni. Po drodze zajrzała do sypialni. Wiedziała, że to ryzykowne, lecz pragnęła po raz ostatni spojrzeć na Aleca. Może go jeszcze spotka, kiedy Michaił doczeka się kary? Ale czy wtedy Alec powtórnie nawiąże z nią znajomość? W końcu to londyński hulaka. Żal jej było odchodzić bez pożegnania, ale czy zdołałaby się wtedy oprzeć pokusie? Czas naglił. Wyciągała rękę, by pogładzić go po włosach, lecz cofnęła ją i wyszła na palcach z pokoju. Sprawdź - Na brak śniegu nic nie poradzę. - Uśmiechnął się, całując ją w rękę. - Ale służę rumem przy kominku. - Ach, mniejsza o śnieg. - Popatrzyła mu w oczy. - Od tej chwili Boże Narodzenie będzie mi się kojarzyło z zapachem róż i jaśminu. - Zaczekasz chwilę? - Oczywiście. - Tylko się stąd nie ruszaj. - Szybko pochylił się i jeszcze raz pocałował ją w rękę. - Zaraz wracam. Kiedy odszedł, spojrzała na ciemne morze. Na jego tle migotały światełka jachtów cumujących w zatoce. Widziane z góry, wyglądały jak rój świetlików. Patrząc na nie, myślała o tym, że za kilka dni będzie w domu. Cordina stanie się dla niej pięknym wspomnieniem, które z biegiem czasu zblednie. Zapomni o Cordinie, ale nigdy o Edwardzie. Kątem oka dostrzegła spadającą gwiazdę, jednak nie odważyła się wypowiedzieć życzenia. - Mam coś dla ciebie! - oznajmił zdyszany. - Nie?! - zawołała z niedowierzaniem, czując znajomy zapach. - Gorące kasztany? - Chciałem dać ci coś... znanego. Spojrzała mu w oczy. Tak wiele chciała powiedzieć, ale po raz pierwszy w życiu nie miała dość odwagi. Dlatego w milczeniu wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. - Dziękuję. Musnął palcami jej twarz. - Nie poczęstujesz mnie?