Gallant pogodziła się z wujem. Ty i lady Welkins zatrzymacie swoje idiotyczne spekulacje

pilnie nasłuchując. Nie dobiegał żaden dźwięk. W domu panowała idealna cisza. Na górze wszyscy spali. Twardym snem. Niania pchnęła drzwi, które otworzyły się bezszelest- nie. Wyszła na ganek i pozwoliła, aby drzwi łagodnie się za nią zamknęły. Nocne powietrze było rozrzedzone i chłod- ne. Nasycone całą gamą zapachów, wszystkich tych niesa- mowitych nocnych zapachów, od których ciarki przecho- dzą po plecach, tak typowych dla przełomu wiosny i lata, gdy ziemia jest nadal rozmokła, a gorące lipcowe słońce nie zdążyło jeszcze uśmiercić dopiero co obudzonych do życia roślinek. Niania zeszła po stopniach na betonowy chodnik. Na- stępnie ostrożnie zsunęła się na trawnik, mokre źdźbła traw ocierały się o jej boki. Po pewnym czasie zatrzymała się i uruchomiła tylną część napędu, który wydźwignął ją do góry. Przód metalowego kadłuba sterczał ostro w górę. Wysięgniki, z osadzonymi na nich oczami, zostały wysu- nięte na całą długość. Były sztywne i napięte, lekko przy tym drgały. Po chwili robot powrócił do swojej normalnej http://www.oritrendy.pl/media/ - Philipie - szepnęła - spójrz na mnie. Znał doskonale ten niski, gardłowy ton w jej głosie. Oznaczał, że żona czegoś od niego chce. Niechętnie podniósł wzrok. Zsunęła szlafrok z ramion, miękka tkanina opadła z cichym szelestem na podłogę. Hope stała przed nim w zwiewnej, przezroczystej koszuli nocnej. - Podejdź tutaj - poprosiła. Kiedy usłuchał, zarzuciła mu ramiona na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. - Jest przecież wyjście z sytuacji - mruknęła mu do ucha. - Dopuść do spółki tego człowieka, który chce spłacić dług. Chciał powiedzieć „nie”, ale wtedy Hope odwróciłaby się na pięcie i wyszła. Pogardzał sobą, nie był jednak w stanie znaleźć dość siły, by przerwać żenującą scenę. - Zostanie nam przecież polowa udziałów. - Dłoń żony zsuwała się coraz niżej, na podbrzusze. - Co mam zrobić, żeby cię przekonać? Zdawał sobie sprawę, że nim manipuluje, ale i tak jej pragnął. Chciał ją wziąć tutaj, zaraz, na blacie cyprysowego biurka. Jeśli jej ulegnie, będzie mógł kochać się z Hope tak, jak on będzie chciał. Nie tylko dzisiaj, także jutro, przez najbliższe dni, może nawet tygodnie. Tak długo, aż Hope uzna, że spłaciła już swój dług wobec niego, że nie jest już mu nic winna. Koniec będzie bolesny, ale wart całkowitego zapomnienia się w rozkoszy. Boże, nienawidził Hope równie mocno, jak jej pożądał. Jeszcze bardziej zaś nienawidził samego siebie.

- On jest nudny. - Ale bogaty. - O, to już lepiej. W porządku. Alexandra przeniosła nakrycie w inne miejsce. Tym razem usiadła po lewej stronie swej uczennicy. - Poza tym nigdy nie zakładaj, że słucha cię tylko osoba, z którą rozmawiasz. Każde Sprawdź Mogłaby przysiąc, że tym razem do jej nogi przytula się policzek. Zadrżała. Po chwili na wewnętrznej stronie ud poczuła delikatne muśnięcia. - Całujesz mnie? - wykrztusiła. - Tak. - Przestań. Nie mogę oddychać. - Dobrze, zaczekaj chwilę. Przyniosę krzesło. Tym razem objął ją rękami w talii. Zalała ją fala gorąca. Zaczęła się wiercić. - Gdzie się zahaczyłaś? - spytał takim głosem, jakby brakowało mu tchu. - Trochę w lewo. O, tam, właśnie tam... Wsunął dłoń między framugę a jej lewą pierś. - Tutaj? - wyszeptał, pieszcząc ją przez cienki materiał. - Czy tutaj? Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. - Lucienie! Przestań... Och!