- Pijak nie odpowiedział mi wprost - odrzekła Róża - ale prosił, by ci powiedzieć, że oceniając lub przywiązując się

"Dorośli bywają czasem wzruszający" - pomyślał Mały Książę, patrząc w ślad za Pijakiem. Potem spojrzał na Różę i usiadł obok niej. - Mój Uśmiechu zachodzącego Słońca... Mały Książę bywał coraz częściej zadumany i uporczywie nad czymś się zastanawiał. Róża, choć nie od razu, domyśliła się o czym rozmyśla Mały Książę. - Nie wystarcza ci, że jestem różą i TWOIM Uśmiechem Zachodzącego Słońca?... Chciałbyś, żebym czasem była nie różą, lecz... Mały książę jeszcze nigdy nie czuł się tak zaskoczony. Nie przypuszczał, by Róża mogła odgadnąć jego najskrytsze myśli. Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Mały Książę tylko skinął potakująco głową. - Po to musielibyśmy się wybrać tam, gdzie nigdy jeszcze nie byłam, w Nieznany Czas. Dotychczas zawsze przenosiłam się, sama lub z tobą, w Nieznane Miejsca... - ciągnęła zadumana Róża. - Czy gdy wybierzemy się w Nieznany Czas, pozostaniemy na naszej planecie? - Mały Książę obawiał się zaniedbania wulkanów i skutków nie sprzątania ziaren baobabu. - Tego nie wiem - odparła szczerze Róża. - Może się okazać, że wulkany zaczną być niebezpieczne, a baobaby bardzo się rozplenią... - Ale jeśli się nie wybierzemy w Nieznany Czas, nigdy się nie poznam z... tobą odmienioną. - To prawda - przyznała Róża żywo poruszona myślą o możliwości poznania nowej siebie. I zaraz dodała: - Ale nie mogę cię zapewnić, iż potrafię wówczas sprawić, że powrócimy z Nieznanego Czasu. Mogę ci za to powiedzieć, właśnie teraz, co kiedyś powiedziała mi Maska przy Lustrze Prawdy... http://www.pokryciadachowe.edu.pl właściwie pożegnał się, bo ułożył z łańcuchów napis: "Przepraszam. Wybacz..." Żałuję. że mnie opuścił, bo nie czułem do niego urazy. Ja tylko tęskniłem za Światłem Księżyca... - I nie dał znaku życia? - spytał cicho Mały Książę. - Nie. Minęło wiele czasu i od tamtej pory nikt mnie nawet nie odwiedził. Odbieram i wysyłam jedynie skrzynie z łańcuchami. Dlatego tak bardzo cieszę się z twoich odwiedzin... - Chciałbyś, żeby on wrócił? - spytał Mały Książę. - Tak, bardzo bym chciał. - Co byś mu powiedział na powitanie? Badacz Łańcuchów zamilkł zaskoczony tym pytaniem. Pomyślał i po chwili odparł: - Powiedziałbym mu, że cieszę się z jego powrotu i że brakuje mi jego pomocy, a nawet... jego towarzystwa. Bo tak naprawdę jest... Jeśli z kimś zaprzyjaźniamy się naprawdę, to taka przyjaźń chyba nigdy się nie kończy, prawda? Mały Książę pomyślał o Róży i przyznał rację Badaczowi Łańcuchów. Wyraził to zwykłym skinieniem głowy.

- Trzyma w swoich rękach naszą przyszłość - powie¬dział Mark i pocałował ją tak, jakby składał obietnicę, że to dopiero początek wspólnych radości. - W takim razie zejdźmy na dół, zanim spróbuje ją zjeść! - Zaśmiała się przez łzy. - Przyszedł list od Tammy - powiedział Doug, gdy wszyscy członkowie jego zespołu wrócili do obozu i za¬siedli wokół ogniska, nad którym wisiał kociołek z wodą na herbatę. - Przeczytam wam. Kochani moi! Dziękują za list i życzenia. Jestem tak zajęta i jest mi tu tak dobrze, że nawet nie tęsknią za Australią, ale za Wami - tak. Sprawdź - Nie - wyszeptała z trudem. - Nie miałam z nią kon¬taktu... - Rozumiem - odparł, lecz widać było, że nic nie ro¬zumie. - Od jakiegoś czasu nie umiałyśmy się dogadać. - Tak mi przykro. Przez chwilę stała bez ruchu, jakby czerpała siłę z jego mocnego ciała, po czym wyprostowała się i odsunęła. Puścił ją, ale... z dziwnym ociąganiem. - Jak to się stało? - spytała, starając się zapanować nad głosem. - Wypożyczyli bobslej i zjechali czarną trasą, wie pani, najtrudniejszą, przeznaczoną dla najbardziej doświadczo¬nych zawodników. Czysta głupota! Niestety, byli pijani. Znowu zrobiło się jej słabo i znów poczuła bolesny skurcz w żołądku. Lara, ty idiotko, coś ty zrobiła... Nie chciała o tym myśleć. Wolała myśleć o tym, że ksią¬żę ma przyjemny, aksamitny głos. - Byli? Ach, tak, przecież pański kuzyn... Naprawdę wyszła za pańskiego kuzyna? - Nie chce mi się wierzyć, że pani o niczym nie wie - oznajmił z nagłym gniewem. - Przecież matka musiała pani powiedzieć! - To ona wie? - Oczywiście. Sam po nią pojechałem i przywiozłem ją do Broitenburga na pogrzeb.