— Opowiem ci coś, co cię rozbawi, belle-mère.

chwilę go podziwiała. Potem, jakby przyciągana jakąś magiczną siłą, podniosła oczy na anioła Leonarda da Vinci. Ktokolwiek namalował tę kopię, zrobił to bardzo sprawnie. Tempera była przekonana, że artysta ten kopiował oryginał z Luwru, a nie replikę znajdującą się w Galerii Narodowej. Czyja rzeczywiście tak wyglądam? — zastanawiała się. Trudno było w to uwierzyć. Słodka, wrażliwa twarz anioła tak bardzo wryła jej się w pamięć, że była jej bliska i znajoma jak własne odbicie w lustrze. A co sądził o tym książę? Gdyby rzeczywiście przypominała mu anioła, na którego patrzy za każdym razem, kiedy pisze list, na pewno by jej o tym wspomniał. Zeszłej nocy wytworzyła się między nimi atmosfera takiej bliskości, że Tempera niemal wiedziała, o czym myślał, a i książę wyczuwał, co ona próbowała wyrazić słowami. Przecież kiedy rozmawiali o obrazach w jego pokoju, mógł po prostu wspomnieć, że w pewnym niewielkim stopniu jej twarz przypomina mu tę, którą Leonardo da Vinci sportretował czterysta dwadzieścia jeden lat temu. http://www.pol-rusztowania.com.pl - Dobrze się pan czuje? Miły głos. Niski... Język angielski z domieszką czegoś bardziej europejskiego. Idealnie, pomyślał, wciąż oszołomiony. Gdyby nie ta muzyczka gdzieś z boku... Wyciągnął szyję w stronę dźwięku. Jeszcze jedna twarz: chłopiec - może ośmioletni - w czapce z pomponem i ze słuchawkami na szyi. Źródło dźwięku, a zarazem przyczyna upadku. Cholerny mały kamikadze z uszami pełnymi łomotu! Pędzi taki z góry na złamanie karku, spodziewając się, że wszyscy inni ustąpią mu z drogi. Buzia chłopca rozciągnęła się w uśmiechu - prawdziwie dziecięcym i rozbrajającym. Potem zniknęła z pola widzenia, muzyka także umilkła.

- Mam nadzieję, że wystarczy mi do końca życia. Shey westchnęła tylko. - Cóż, wygląda na to, że będę musiała przyzwyczaić się do codziennego wysłuchiwania twoich banalnych powiedzonek. - Jak najbardziej. Shey, kocham cię. - Ja ciebie też, Tanner. Użyłabym całego twojego tytułu, Sprawdź - Spokojnie, panno Walters, mamy czas. Może szklankę wody? - Dziękuję, nic mi nie jest. Padło kilka dalszych pytań, lecz doprowadziły one tylko do pogłębienia udręki Flic, która, choć była w domu, nie miała pojęcia o tragedii. Koroner zapewnił ją kilka razy, że naprawdę nie powinna się o nic obwiniać. - Ufam, że pani weźmie to sobie do serca, panno Walters. To bardzo ważne, żeby pani uwierzyła w swoją niewinność. Podziękowała mu i wróciła na swoje miejsce. Koroner ponownie zwrócił się do Imogen i Chloe z pytaniem, czy chcą dorzucić jakąś uwagę, i ponownie oświadczyły drżącymi głosami, że nie mają nic do powiedzenia. - Nic - dodała Imogen - co mogłoby coś zmienić.