od oglądania innych, poza Kleopą, wysłanników zewnętrznego świata.

umyślnego. Listy przeora do świeckich i kościelnych władz gubernialnych zawierały tylko bardzo krótkie wiadomości o okolicznościach dramatu. Ciało policmajstra znaleziono w opuszczonym domku pławowego, który kilka dni wcześniej też ze sobą skończył. O ile jednak w tamtym wypadku przyczyna szalonego i z punktu widzenia religii absolutnie niewybaczalnego czynu była mimo wszystko zrozumiała, o tyle na temat powodów, które skłoniły do fatalnego kroku policmajstra, archimandryta nie podejmował się nawet wysuwać przypuszczeń. Szczególnie podkreślał fakt, że w ogóle nie wiedział o przybyciu do Nowego Araratu wysokiego funkcjonariusza policji (status przybysza wyszedł na jaw dopiero post mortem, podczas przeszukiwania numeru hotelowego i rzeczy osobistych), i wręcz domagał się od gubernatora wyjaśnień. Co do szczegółów, to podawano tylko następujące. Pułkownik zabił się strzałem z rewolweru w pierś. Nie mogło, niestety, być żadnych wątpliwości co do tego, że popełnił samobójstwo: zmarły ściskał w ręku rewolwer, w którego bębenku brakowało jednej kuli. Śmiercionośny ołów trafił prosto w serce, rozrywając je na kawałki, wszystko więc wskazywało, że śmierć nastąpiła natychmiast. Na tym list do gubernatora von Hagenau się kończył, natomiast epistoła wystosowana do archijereja miała jeszcze dość obszerny dalszy ciąg. Archimandryta zwracał w niej uwagę władyki na możliwe następstwa haniebnego czynu z punktu widzenia ładu, spokoju i reputacji świętego przybytku, i tak już zakłóconych rozmaitymi niejasnymi pogłoskami (ten http://www.poradnikmedyczny.com.pl/media/ Przedsiębiorcza dama pogmerała w niej trochę drutem do robótek (wybacz, Panie, i ten grzech) i wślizgnęła się do środka. Stały tam wzdłuż ścian niezgrabne metalowe skrzynki z kranikami, a w środku było pusto. Przez szczeliny między deskami sączyło się światło, dochodziły głosy przechadzającej się po nadbrzeżu publiczności. Rzeczywiście – miejsce było po prostu doskonałe. Pani Lisicyna szybko zdjęła suknię. Zawahała się – co z pantalonami? Zachowała – habit jest długi, nie będzie widać, a cieplej. Na dworze przecież nie lipiec. Trzewiki, choć podobne do męskich, tęponose, zgodnie z najnowszą modą, mimo wszystko były dla nowicjusza zakonnego zbyt wymyślne. Ale Polina przyprószyła je kurzem i uznała, że ujdzie. Kobiety w subtelnościach obuwia zakonników się nie orientują, a mnisi, jako mężczyźni, nie dostrzegają takich drobiazgów, więc nie zwrócą uwagi. Woreczek z robótką pozostawiła na szyi. Bo jeśli wypadnie gdzieś czekać albo prowadzić obserwację...? Robótkami wielu mnichów się zabawia, podejrzane to się nie wyda, a przy

podejrzewała, że zbrodnia ta może mieć związek z serią morderstw popełnionych w latach osiemdziesiątych przez nigdy nieschwytanego „wampira znad Zielonej Rzeki”. Quincy badał tę sprawę przed rokiem w ramach programu zamykania dochodzeń, które utknęły w martwym punkcie. Niestety, nie znalazł wtedy żadnych dodatkowych poszlak. Teraz nowe morderstwo mogło naprowadzić na ślad zbrodniarza. Zastępca dyrektora FBI osobiście przekazał Quincy’emu wiadomość, ale polecił mu Sprawdź Korowin podszedł do chorego, wziął bezwładną rękę za nadgarstek, zbadał puls. – To ja, doktor Korowin. Pan nie mógł mnie zapomnieć, widzieliśmy się dopiero co, dziś rano. – Teraz przypominam sobie. – Berdyczowski pokiwał głową powoli, jak automat. – Pan jest naczelnikiem tej instytucji. Przepraszam, że nie od razu pana poznałem. Nie chciałem pana obrazić. Ja nikogo nie chciałem obrazić. Nigdy. Proszę mi wybaczyć, jeśli pan potrafi. – Wybaczam – szybko przerwał mu Donat Sawwicz i odwróciwszy się do swej towarzyszki, wyjaśnił: – Jeśli mu nie przerwać, będzie przepraszał godzinami. Jakieś niewyczerpane, bezdenne otchłanie kosmicznego poczucia winy. – Nachylił się do pacjenta i uniósł mu palcami powiekę. – Mm, tak. Bardzo źle pan spał. Co, znowu Wasilisk? Matwiej Bencjonowicz, nie poruszywszy się i nawet nie próbując zamknąć odwiniętej powieki, zapłakał – cicho, żałośnie, beznadziejnie. – Tak. Zaglądał do mnie przez okno, stukał i groził. On przychodzi kraść mi rozum. Mnie