zapowiadała się jeszcze lepsza zabawa, niż oczekiwał. Otworzył. Strzeliłam mu w pierś z

ruszył w stronę wozu Shepa. Rainie uważnym wzrokiem objęła rozległy budynek. Nadal nie był odpowiednio zabezpieczony. Zerknęła na swego partnera, który nerwowo pocierał broń, i wzięła głęboki wdech. Jej kontakt ze zbrodnią ograniczał się jak dotąd do teoretycznego szkolenia, i to całe lata temu. Teraz nie miała jednak wyboru. Walt i Emery byli już w budynku. Shep też. Nic więc nie stało na przeszkodzie, żeby razem z Chuckiem do nich dołączyła. – Trzymaj się blisko mnie, Chuckie. Miej oczy otwarte, ręce zdejmij z broni. Walt działa wprawdzie bez upoważnienia, ale nie zasługuje na kulkę w łeb. Chuckie posłusznie pokiwał głową. – Na miejscu przestępstwa trzeba pamiętać o trzech rzeczach: niczego nie dotykać. Niczego, cholera, nie dotykać. I niczego, kurwa, nie dotykać. Zrozumiano? Chuckie znowu przytaknął. Rainie zerknęła na zegarek. Za trzy druga. Na parkingu wciąż wrzało. Trudno było zebrać myśli przy zgiełku syren, krzykach i płaczu. Teraz dopiero zauważyła czerwone plamy na chodniku – krwawy szlak ze szkoły na podwórze, ślady uciekających przed zabójcą rannych dzieci. A co z resztą? Co z tymi, których według Richarda Manna widziały na korytarzu nauczycielki? O tym Rainie wolała jeszcze nie myśleć. W prawym ręku ściskała glocka, dyskretnie ukrywając kaburę z dwudziestką dwójką. Miała nadzieję, że to jej wystarczy. Skinęła na Cunninghama i z krótkofalówką w ręku wkroczyła do budynku. http://www.powiekszaniepiersi.info.pl/media/ z kilofa – płacisz piętnaście kopiejek. Chcesz zabrać ze sobą święty kamień – zważ i zabieraj, po dziewięćdziesiąt dziewięć kopiejek funt. W ten sposób Witalis powolutku oczyszcza do niczego niezdatną działkę, a skarbiec klasztorny ma dochód. Nieźle pomyślane, co? Albo woda. Cała kompania mnichów rozlewa tutejszą studzienną wodę w butelki, kapsluje, nakleja etykietki „Nowoararacki święty płyn pobłogosławiony przez najczcigodniejszego ojca Witalisa”, potem tę H2O hurtem przesyła na ląd, do Pitra, a zwłaszcza do nabożnej Moskwy. A w Araracie dla wygody pielgrzymów urządzono cud nad cudy, dziw nad dziwy, nazywa się to „automaty z wodą święconą”. Stoi sobie drewniany pawilon, a w nim przemyślne maszyny, wynalazek tutejszych Kulibinów. Wpuszcza człowiek w szparę piątaka, moneta pada na klapkę, uchyla się membranka i do kubka spływa święty płyn. Jest i coś droższego: za dziesiątaka dolewa się jeszcze syropu malinowego, szczególnie

dziewczyna prowadzi śledztwo. – Lorraine Conner – powiedział nieznajomy. Barman zerknął na niego z zaciekawieniem. Edgar kiwnął głową. – Tak, zgadza się. Przejęła taką poważną sprawę, a Bóg mi świadkiem, że pełnoletnia jest od niedawna. – Sprowadzili też agenta FBI – uparcie podtrzymywał rozmowę mężczyzna przy barze. – Sprawdź telefon znowu zaczął dzwonić. Nie chciała odbierać, ale usłyszała głos Luke’a na sekretarce. Podniosła słuchawkę. – Jestem. – Jezu, Rainie. Gdzie ty się do cholery, podziewasz? Sanders dostaje świra, próbując cię namierzyć. – Strzygłam trawnik. Jak tam w Portland? – Nieciekawie. – Luke wydawał się zdezorientowany. Słyszała odgłosy ruchu ulicznego, więc pewnie dzwonił z komórki. – Akurat dziś rano zabrałaś się za porządki? – Trawa jakoś nie rozumie, że morderstwo jest wystarczającym powodem, żeby przestała rosnąć. Dlaczego w Portland jest nieciekawie? – Zniknął Daniel Avalon. Mieliśmy się spotkać w jego biurze dziś rano, ale sekretarka wciskała mi jedną kiepską wymówkę za drugą. W końcu skontaktowałem się z panią Avalon. Zdaje się, że jej małżonek nie wrócił wczoraj na noc. I jeszcze jedno, po drodze do Portland