Dźwięk złotego dzwoneczka nad drzwiami „Royal Diner" ogłosił pojawienie się Alli. Kolacja była tu typowo domowa, alkoholu nie podawano. Kelnerki miały na sobie róŜowe bluzki, krótkie przed kolana spódnice i małe białe fartuszki. Restauracja ta nie zaliczała się do godnych uwagi lokali w mieście - szare niechlujne linoleum, czerwone wyblakłe obicia krzeseł, popękane blaty stolików - ale za to jedzenie było znakomite. JuŜ od progu Alli poczuła zapach słynnego tu placka z kremem orzechowym. Rozejrzała się i dostrzegła machającego do niej Marka. Nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok podąŜającej za swoim wujkiem Eriki i tak jak on machającej rączką. Z szafy grającej wydobywały się dźwięki muzyki - śpiewał Ray Charles. Szykowano kolację. Wyglądało na to, Ŝe w sobotnie wieczory kaŜdy człowiek, obojętne, bogaty czy biedny, otrzymywał pysznego hamburgera i kawałek placka z kremem. Alli spojrzała na Marka i pomyślała, Ŝe chyba wie, co i on czuje. Miała nikłą wiedzę o intymnościach męsko- damskich, ale bezbłędnie wyczuwała atmosferę wytwarzającą się między nimi obojgiem i wydawało się jej, Ŝe jeśli są gdzieś razem, to aŜ skrzy od ich pragnień. Cały czas miała go przed oczami, niezaleŜnie od miejsca i pory, czuła jego pocałunki, jego usta na swoich, przepełniała ją namiętność, z którą nie zamierzała nawet walczyć. http://www.prawo-medyczne.edu.pl Arabella zdecydowała, że to wystarczy i cichym głosem opowiedziała kuzynce historię z Joshem Baldockiem. - Och, Di, tak się bałam - skończyła szeptem. - A potem Poczułam straszny wstyd. To było okropne! Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby nie nadeszła panna Stoneham. - Jeszcze nigdy nikt nie chciał mnie pocałować - odparła smutno Diana, po czym dodała: - To wielkie szczęście, że masz pannę Stoneham. - Czy to znaczy... Nie myślisz więc, że jestem okropna? - Oczywiście, że nie - Diana poklepała ją lekko po ramieniu. - I nie jesteś zaszokowana? - Może odrobinę, ale przyznam, że trochę ci zazdroszczę. - Och, Di! - krzyknęła Arabella. - Tak się cieszę, że przyjechałaś! Nasz debiut będzie taki radosny! - Mam nadzieję - powiedziała Diana z powątpiewaniem w głosie, bo dobrze pamiętała swoje skrępowanie podczas rodzinnych spotkań. - Jestem strasznie nieśmiała. Wiesz, jak głupio zachowuję się w towarzystwie. - Ależ, Di, będę przy tobie i nie pozwolę, żebyś czuła się zaniedbana. - Szkoda, że panna Stoneham nie może nam towarzyszyć. - Zamilkła na chwilę, a potem zapytała: - Bello, jak ona ma właściwie na imię? - Nie wiem. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by ją o to spytać. - Arabella spojrzała na nią zaskoczonym wzrokiem.
- Też nic. Zmarszczył brwi. - Naprawdę przykro mi, że... - zaczął, ałe Willow nie pozwoliła mu dokończyć. - Nie, to mnie jest przykro, że wtedy u Morgantiego zachowałam się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym Sprawdź - Wiesz, o kim mówię?- Santos popatrzył jej w oczy. - Widzę, że wiesz. To powiedz. To bardzo ważna sprawa. Osobista. Milczała przez chwilę, po czym przysunęła się bliżej. - To prawdziwa suka - szepnęła. - Tak zlała mojego przyjaciela, że przez tydzień leżał w szpitalu. Santosowi mocniej zabiło serce. Miał ją. Miał! - Coś jeszcze? - Lubi młodych, takich prawdziwych macho. - Sam pociągnęła nosem. - Jest tu teraz? Zwilżyła wargi i skinęła głową. - Przyszła niedawno. Nigdy z nikim nie rozmawia, na nikogo nie patrzy. - No dobrze, przyszła. I co dalej? - Poszła prosto na górę. Podobno każe mówić do siebie Violet. Violet? Czyli Fiolek. Przybrała imię od kwiatu. Tak jak inne Pierron.